Przejdź do głównej zawartości

Ordinary Life. 4.

-----
Z góry 'mówię', że w pisaniu 'romantycznych sytuacji' i wszystkiego innego tego typu nie jestem za dobra, więc się przygotować... :)
-----
     Środa, 26.12

 Zadzwonił dzwonek do drzwi. Mama otworzyła. Słyszałam fragmenty jej rozmowy z tajemniczym gościem. Wyłapałam kilka słów typu swoje imię i 'Tak, jest, wejdź'. Głos tej osoby rozpoznałam od razu. To był on. Tak, on.
 Słyszałam kroki. Nie wiedziałam, czyje. Spodziewałam się jego. Jednak ku mojemu zaskoczeniu, zza rogu wyszła moja mama.
- Mia, kolega do Ciebie. - poinformowała mnie rodzicielka.
- Idę.. - odpowiedziałam i skierowałam się w stronę drzwi.
 Spuściłam głowę, nie chciałam widzieć go i znowu dać się złapać na zarumienionych policzkach. Kątem oka widziałam go. Także wlepił swój wzrok w podłogę. Miał chwiejny głos, jąkał się, zupełnie jak jego kuzyn... Ocknęłam się, gdy powiedział pierwsze zdanie..
- Heej Mia... - powiedział jakby nieśmiało.
- Heej... - odpowiedziałam mu nadal chowając twarz we włosach.
- Myślałem nad tym, co napisałaś w liście.. Chciałem jakoś spełnić to Twoje życzenie.. I mam pomysł jak, ale musisz się zgodzić.
- Tak ?
- Pomyślałem, że może zabiorę Cię na jakąś kawę ... albo pójdziemy nad jezioro lub do parku... Podoba Ci się.. ?
- Tak, oczywiście... Chętnie pójdę, dawno tam nie byłam... Pozwolisz, że wezmę najpotrzebniejsze rzeczy i wrócę za chwilę. - Pierwszy raz od początku naszej rozmowy podniosłam wzrok do góry napotykając błękitne oczy chłopaka. Wpatrywaliśmy się sobie w oczy, ale nie długo, bo od razu ogarnęło mnie to uczucie,, ciepło na twarzy.. Natychmiast schowałam ją we włosach, a blondyn się uśmiechnął. Wybiegłam po schodach do swojego pokoju. Odetchnęłam z ulgą, gdy zauważyłam tusz i eyeliner na swoim biurku.. Chciałam poprawić makijaż, żeby ładnie wyglądać. Wybrałam ubrania. Szybko włożyłam telefon do torebki i zbiegłam na dół. Mój gość nadal tam czekał.
- Przepraszam, że tak długo musiałeś czekać, spieszyłam się jak mogłam...
- Nie czekałem długo. Na taką dziewczynę jak ty warto poczekać. - Popatrzał się na mnie i uśmiechnął, Otworzył mi drzwi i przepuścił. Szybko krzyknęłam krótkie 'pa' do rodziców i oboje zniknęliśmy za drzwiami.
 Ruszyliśmy w stronę jeziora. Milczeliśmy. Nasze dłonie stykały się ze sobą. W pewnym momencie chłopak delikatnie dotknął końców moich palców swoimi. Splótł nasze dłonie. Poczułam ciepło rozpływające się po moich policzkach. Wolnym krokiem dotarliśmy do parku. Szliśmy alejami przez cały park. Szczerze, to całego parku nigdy nie widziałam. Ciekawe, co blondyn chciał mi pokazać...
 Dotarliśmy do centrum ogromnego parku. Stała tam fontanna. Wokół niej rozstawione były ławki. Siedziały na nich przytulające się pary. Patrząc na nich chciałam być na ich miejscu, a Jack siedziałby obok. Takie małe marzenie.. Szliśmy dalej w zupełnym milczeniu nadal trzymając się za ręce. Mijały minuty, a my nie zatrzymywaliśmy się. Po chwili zauważyłam, że wychodzimy z parku i wchodzimy na jakieś wzgórze. Ciekawe, co czeka nas na końcu. Zatrzymaliśmy się. Z góry widać było pół miasteczka. Rozejrzałam się wokoło. Było pięknie. Za nami rosły wysokie drzewa, a my staliśmy na środku wielkiej polany. Przystanęłam. Okręciłam się wokół własnej osi jeszcze jeden raz. W cieniu, w rogu, pomiędzy drzewami, znikł Jack. Wytężyłam wzrok, żeby go zobaczyć. Podeszłam w jego stronę. Stał uśmiechnięty, tyłem do tego, co przygotował.
- Jesteśmy na miejscu. Mam nadzieję, że się spodoba.. - powiedział, po czym przysiadł na kocu. Tą niespodzianką był mały piknik. Skromne, ale słodkie. Stało tez tam coś w rodzaju jakiegoś bezprzewodowego radia, z którego wydobywała się muzyka. Piosenką, którą teraz puszczali, była Say Something - A Great Big World & Cristina Aguilera. Uwielbiam tą piosenkę. Jack spojrzał na mnie. Wpatrywał mi się głęboko w oczy, jakby chciał odczytać moje myśli. Ja nie potrafię czytać w myślach, choć bardzo bym chciała.
  Usiadłam obok niego. On przyciągnął mnie do siebie. Przytulił. Pogładził moją dłoń. Popatrzał się na mnie. Potem błądził wzrokiem gdzieś w oddali. Ja wpatrywałam się w jego oczy. On, gdy to zauważył, uśmiechnął się szczerze. Przytulił mnie już drugi raz. Tak, można powiedzieć, że liczyłam je. Głupia ja. Ocknęłam się. Luźno położyłam dłonie na kocu za sobą. Rozejrzałam się po okolicy. Same drzewa bez liści. Bez liści, jak bez oznak życia. Gałęzie tylko czekały, aż zaczną zapełniać się zielonymi liśćmi. Na środku polany można było zauważyć drewno. Zapewne ktoś musiał palić tu ognisko. Spod śniegu w niektórych miejscach wystawała trawa. Ona budziła się ze snu pod warstwą białej pokrywy. Ożywała. Spojrzałam na swoje stopy. Pod nimi było widać zielone podłoże. Gdzieniegdzie zauważyłam przebiśniegi. Jednym słowem, to było piękne miejsce. Jack przekręcił głowę w moją stronę. Przysunął się bliżej i przyciągnął mnie do siebie. Oparłam głowę na jego ramieniu. On tylko się lekko uśmiechnął. Siedzieliśmy tak dobre pół godziny. ,,Mowa jest srebrem, a milczenie złotem'', jak to ktoś powiedział. Jack jednak zdecydował się zacząć rozmowę. Opowiadał jak spędził święta, mówił dużo o Nash'u i o swojej rodzinie.
- Naprawdę mówił o mnie ? 
- Tak, nie pamiętasz jak Ci opowiadałam to nasze spotkanie ? 
- Wiesz.. Trochę czasu minęło odkąd opowiadałaś mi o wszystkim więc..
- Ok.. Rozumiem, sama zdaje sobie sprawę z tego, że to już było kawał czasu temu.
 Gdy skończyliśmy rozmowy o wszystkim i niczym, Jack zaproponował :
-Chcesz iść na kawę albo gorącą czekoladę ?
- Chętnie. - odpowiedziałam.
 Wstaliśmy w ciszy. Szliśmy w stronę parku drogą, którą tu dotarliśmy. Chłopak splótł nasze dłonie. Ogarnęło mnie niespodziewane uczucie, ciepło. Uśmiechnęłam się. W milczeniu doszliśmy do kawiarni. Nie mrugnęłam okiem, a już byliśmy na miejscu. Podeszliśmy do stolika. Za kilka chwil znalazł się obok niego kelner, pytający, co zamawiamy.
- Ja poproszę gorącą czekoladę. A ty, Mia ?
- Ja proszę to samo.
- Może jeszcze jakieś ciasteczka, z czekoladą.
- Dobrze, za chwilę przyniosę państwu zamówienie. - odpowiedział kelner i znikł za drzwiami do kuchni, a my popatrzyliśmy się na siebie i zaśmialiśmy cicho.
- To będzie miły wieczór. - pomyślałam,
 Po chwili nasze zamówienie pojawiło się na stoliku. Wzięłam kubek z czekoladą i upiłam pierwszego łyka jak i Jack. Rozmawialiśmy. Blondyn gładził moją dłoń. Ciarki mnie przechodziły.. Dziwne to.. W kawiarni byliśmy około 20 minut. Chłopak zapłacił za wszystko, po czym wyszliśmy. Wolnym krokiem, także w ciszy, doszliśmy do rynku miasteczka. Pospacerowaliśmy chwilę po małym parku, a potem przysiedliśmy na ławce obok fontanny miejskiej. Ławki obok nas były zajęte. Siedziały na nich albo przyjaciółki zachwycające się jakimś przystojnym aktorem, albo pary przytulające się. Jack poszedł w ślad za tymi drugimi. To już trzeci przytulasek dzisiaj. Czy to coś oznacza ? Nie wiem..
 - Jak Ci się.. podoba to.. nasze.. wyjście ? - zapytał, nie mogąc dobrać odpowiednich słów.
- Jest bardzo.. fajnie.. - odpowiedziałam także nie wiedząc co powiedzieć.
- Mhm.. cieszę się, że ci sie podoba.. - zrobił się jakoś dziwnie jakby.. smutny.
- Stalo się coś ? - zapytałam z troską w głosie.
- Szczerze mówiąc to.. - zrobił chwilę przerwy - nie wiem, gdzie moglibyśmy jeszcze pójść..
- Hhm.. To nic.. - przytuliłam go na pocieszenie. Tym razem to wyszło ode mnie. Ale zaliczam to. Już czwarty !
- Może... pójdziemy to tego wesołego miasteczka, które ostatnio otworzyli ? Co ty na to ?
- Świetny pomysł !
- To idziemy..! - z uśmiechem na twarzy wypowiedział te słowa praktycznie  w taki sposób, jak dziecko reaguje, gdy ktoś mu daje lizaka. Ale to było słodkie..
 Pod bramę do miasteczka dotarliśmy w 5 minut. Dość szybko jak na nas.
- Gdzie chcesz iść ? Może na karuzele ? - zaśmiał się i okręcił mnie jak na jakimś balu podczas tańca. Ma wyjątkowo dobry humor.
- Nie jestem małą dziewczynką. - próbowałam mu odpowiedzieć, ale także zaczęłam się śmiać. To on sprawiał, że mój humor się poprawiał, sprawiał, że czułam się szczęśliwa.
- Sprawiał. Teraz to robi Nash. I jest tak samo pięknie, jak wtedy. 
- To gdzie idziemy ? - spytał ponownie.
- Nie wiem.. - odpowiedziałam.
- Hmm.. Pamiętam jak z mamą chodziłem do wesołego miasteczka, jak jeszcze miałem około 6 lat. Zawsze prosiłem ją, żeby zabrała mnie na diabelski młyn. Ale ona za każdym razem odpowiadała coś w stylu 'Będziesz się bał'. Ciągnąłem rozmowę, ale nic z tego nie wychodziło. Kiedyś wymknąłem się z domu i sam tam poszedłem. Nie wpuścili mnie. Pamiętam, jak strasznie byłem potem smutny przez kilka dni. 'Mały chłopczyk chciał pojeździć w kole', jak to mówili... - zatrzymał się.
- W takim razie.. byłeś chociaż raz na diabelskim młynie ? - spytałam.
- Z tego wszystkiego wyszło, że.. nie. Ale ciągle ciekawi mnie jak to jest widzieć z góry całą okolicę. Musi to być piękny widok...
- No to może.. pójdziemy tam teraz ? - zaproponowałam, myśląc, że się zgodzi, chociaż można powiedzieć, że byłam tego pewna.
- Jeśli tylko chcesz...
- Chcę, ale.. mam taki 'mały' lęk wysokości i.. - nie pozwolił mi dokończyć.
- Masz mnie. Będziemy tam razem. Przezwyciężymy Twój lęk. Nie bój się, ja tu jestem, jestem obok Ciebie, nie jesteś sama.. - te słowa wypowiedział ze spokojem i troską. I z uśmiechem. Przytulił mnie mocno. 5 !
- Ooo.. Dziękuję.. Chodźmy.
 Stanęliśmy w kolejce. Nie była ona tak długa, jak myśleliśmy. Czekaliśmy 5 minut. Weszliśmy jako ostatni. Usiedliśmy w 'wagonie'. Ruszyliśmy. Jack przyciągnął mnie do siebie. Objęłam go. Oparłam głowę na jego ramieniu. On delikatnie położył swoją na mojej. Przymknęłam oczy. Chciałam poczuć magię tej chwili. Gdy wyjechaliśmy na górę, młyn się zatrzymał. Trochę się przeraziłam, ale z dołu krzyczeli, że to nic poważnego i za 20 minut już będzie wszystko w porządku. Postanowiliśmy wykorzystać jak najlepiej ten czas. Rozmarzyłam się patrząc na piękny krajobraz przed nami. Podniosłam głowę w górę patrząc na ciemniejące niebo. Robiło się chłodniej. Odruchowo zaczęłam pocierać dłonie o siebie. Jack widząc to, natychmiast dał mi swoją czapkę i  przytulił mocno. 6 raz. Ale to, który to był raz, nie miało już tak wielkiego znaczenia. Liczyliśmy się tylko my. Stwierdziłam, że nigdy wcześniej nie byłam tak szczęśliwa. I nie będę.
- Myliłam się, teraz jestem najszczęśliwsza. Wtedy też byłam, ale to nie było to samo, co jest teraz, Nash, kochany mój, zawsze, od zawsze i na zawsze.
Jack przekręcił głowę, patrzył się na mnie. Chciał, żebym była szczęśliwa. Byłam. I jestem. Dotknął swoim policzkiem mojego. Zbliżył do mnie swoją twarz. Nie wiedziałam, co mam robić. Na co się przygotować. On jedynie delikatnie oparł swoją głowę na moim ramieniu. Splótł nasze dłonie.
- Podoba Ci się ? - spytał.
- Jest pięknie. A Tobie ? - odpowiedziałam.
- Z Tobą zawsze będzie pięknie. Dziękuję, że zgodziłaś się pójść. Chciałem jakoś spełnić Twoje życzenie.. wiesz.. Udało mi się ?
- Tak, oczywiście. Naprawdę nie spodziewałam się tego.. Dziękuję Ci. Bardzo.
- Nie musisz dziękować. Przyjemność z mojej strony. - przechylił głowę tak, że teraz patrzeliśmy sobie prosto w oczy. - Nigdy nie myślałem, że mógłbym tak dobrze spędzić czas z kimś innym niż moi koledzy, tak szczerze mówiąc. I teraz wiem, że myliłem się co do Ciebie. Polubiłem Cię i mam nadzieję, że ty mnie także. Oby inne dziewczyny ze szkoły, te, które tak chodzą za mną krok w krok, nie zrobiły Ci nic, jak się dowiedzą o tym naszym wyjściu. Nie chcę, żeby coś ci się stało. Naprawdę. Zrobię, co tylko mogę, aby one nic Ci nie zrobiły, obiecuję.
- Yyhmm.. Na..na.. naprawdę ? - zapytałam, nie dowierzając w to, co przed chwilą usłyszałam, Zastanawiałam się, czy to moja wyobraźnia i te marzenia, jeśli chodzi o Jacka, nie stworzyły tych słów same.
- Tak, naprawdę. Jak chcesz, mogę to jakoś udowodnić. - zaczął coraz bardziej zbliżać swoją twarz do mnie.
 W tym momencie na niebie pojawiło się coś dziwnego. Jakby smuga światła. Za nią podążały inne, mniejsze. Wtedy także zaświeciła pierwsza gwiazda. Czas stanął w miejscu, tak się wydawało. Ta chwila była w pełni magiczna i najpiękniejsza ze wszystkich. Czułam już oddech Jacka na sobie. Nie wiedziałam, jak zareagować. Zamknęłam oczy. To jedyne, co mogłam zrobić.
 Dokładnie w tej chwili koło ruszyło. Przerwało nam magiczną chwilę. W myślach zabijałam po kolei tych, którzy kierują młynem. Chłopak siedzący obok zapewne też.
- Szkoda.. Ale wrócimy do tego jeszcze kiedyś, ok ? - spytał, tak samo smutny jak ja z powodu tego, co się stało.
- Tak. - odpowiedziałam szeptem. Złączyłam nasze dłonie. Jack przytulił mnie.
 Chwilę potem byliśmy już po przejażdżce. Wychodziliśmy z miasteczka trzymając się za ręce. Na szczęście do mojego domu było niedaleko. Chłopak odprowadził mnie pod same drzwi. Jednak zaraz przed rozdzieleniem się, odwrócił mnie przodem do siebie, przyciągnął bliżej i pocałował w czoło.
- Uśmiechnij się. Pięknie się uśmiechasz. Uwielbiam patrzeć na twój uśmiech i w twoje oczy. Uśmiechaj się tak zawsze. Zostań z nami. Bądź sobą. Nie przejmuj się tym, co mówią inni. Ja zawsze będę obok, zawsze będę Cię wspierał. Zawsze. - po tych słowach pocałował mnie w kącik ust. To było takie.. uczucie..nigdy nic takiego nie czułam.. magiczne uczucie. Piękne uczucie. Uczucie, które kocham. Nadal.
 Wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Stwierdziliśmy, że robi się już bardzo ciemno, więc postanowiliśmy się rozdzielić. Jack przed pożegnaniem dał mi kartkę z jego numerem telefonu. Mam pisać, kiedy chcę.
- Do zobaczenia. - pożegnał mnie i pocałował w policzek.
- Do zobaczenia. - przytulił mnie już ostatni raz dzisiaj, uśmiechnął się i poszedł w stronę swojego domu nadal z uśmiechem na ustach. Ja także byłam radosna, szczęśliwa.  Otworzyłam drzwi i weszłam do domu. Mama była w kuchni. Cicho jak myszka i szybko jak gepard przebiegłam przed drzwiami do kuchni, chcąc uniknąć dręczących pytań typu 'Jak było?', 'Gdzie byliście?'. Udało mi się. Wślizgnęłam się do swojego pokoju, odłożyłam torebkę na łóżko, wzięłam piżamę i udałam się do łazienki. Po kąpieli od razu wskoczyłam pod pierzynę. Rozmyślałam nad tym, co wydarzyło się dzisiaj. Czy to był jakiś sen ? Nie, wątpię. Ale przypominało sen. Chwyciłam do rąk torebkę, która spadła na podłogę, Wyciągnęłam z niej karteczkę z numerem i swój telefon. Przyglądałam się numerowi Jacka przez chwilę. Nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam.

-----
Iii.. JEST 4 ! Jak się podoba ? Zwlekałam z dodaniem TYDZIEŃ, wiem, PRZEPRASZAAM.. ale szkoła...
Ważne, że w ogóle jest rozdział. <3 Osobiście, jestem z niego nawet zadowolona. Wyszedł tak, jak sobie to układałam i wyobrażałam, więc supi.  No, nie w 100%, bo myślałam, że będzie krótszy.. xd. Postaram się, jak mogę chociaż zacząć pisać 5 rozdział, mam teraz rekolekcje, także 3 dni dłuższy weekend, jest czas. Nie obiecuję, ale postaram się. To tyyle..
Love <3,
Bye ! xx





Komentarze

  1. Aww.. nawet nie wiesz jak czekalam! Cudownyy *.* Dajesz z 5! :*

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bohaterowie.

Chloë Grace Moretz jako Mia Rose Moretz. Nash Grier jako on sam.  Hayes Grier jako on sam. Młodszy brat Nasha, ma 15 lat. Calum Hood jako Calum Moretz. Starszy brat Mii, ma 17 lat. Luke Hemmings jako Luke Johnson. Przyjaciel Caluma, ma 17 lat. Troye Sivan jako Jay Sivan. Kuzyn Mii i Caluma, ma 16 lat.   Jack Johnson jako Jack Clark.                                                           Ma 16 lat, kuzyn Nasha, jest w tej samej klasie, co Mia.                          Will Poulter jako Evan King. Ma 18 lat. Jeden z czwórki chłopaków nabijających się z Mii, ich przywódca. Evan Peters jako Alex White. Ma 18 lat. Jeden z czwórki chłopaków nabijających się z Mii. Za każdym razem, gdy to się dzieję, stoi na prawo

Prolog.

''Kłopot z życiem polega na tym, że nie ma okazji go przećwiczyć i od razu robi się to na poważnie'' Terry Prachett - 'Piramidy' Ona od początku nie miała siły powstać. Za pierwszym podejściem nie poradziła sobie, nie wywalczyła tego szczęścia w życiu. Poddała się. Po prostu. Nie była wystarczająco silna. Nie potrafiła wstać, wyjść z ogromnej dziury, jaką wykopało przed nią życie. Ale lina leżała kilka kroków przed nią. Musiała pokonać tylko kilka przeszkód. Jednak poddała się. Nie chciała ryzykować jeszcze bardziej, nie chciała wpaść w głębszy dół. Pozostała z tym losem, któremu się oddała. Z tym smutkiem, nieszczęściem, samotna, bez przyjaciół, ze łzami w oczach. Nie miała siły. Nie mogła nic zrobić, co mogło by wyciągnąć ją z tarapatów. Nic. Nic ani nikogo nie miała do pomocy. Dopóki jej rodzice nie dowiedzieli się o wszystkim, co jej wyrządzali inni. Wtedy miała choć małe wsparcie. Potem dołączył do niej brat. Z nim najlepiej się jej rozmawiało. Tylk

Zapowiedź.

Forever with. Never without. Jesteście choć troszeczkę ciekawi o czym będzie opowiadanie ? Będzie ono takie jakby mieszane. 5sos i stare Magcon. Coś nowegoo ! Dla niewtajemniczonych : zdjęcie Magcon będzie na końcu postu :) I teraz 'mała' zapowiedź tej nowej historii : Ona:  ma 16 lat, cicha, spokojna. Czuje sie samotna pomimo tego, że ma dwójkę kochających rodziców i najlepszego na świecie brata. Smutna, w szkole jest dręczona, zastraszana, nie ma przyjaciół, nie ma nikogo, z kim mogłaby szczerze i o wszystkim porozmawiać. Ma wady jak każdy. Jest na swój sposób naiwna, poddaje sie innym, najpierw robi, potem myśli. Efektem tego jest szczęście, ale trwające do czasu. Później to wszystko obraca się przeciw niej. Ale nadzieja umiera ostatnia. A ona ją ma. Ma nadzieję na uśmiech bez końca. Tylko czy wytrwa w tej nadziei ? Czy odkryje przed innymi swoją prawdziwą twarz, jak przed bratem ? On :   szalony i pewny siebie 17 latek. Jest szczęśliwy, uśmiechnięty, ma najlepszych