Przejdź do głównej zawartości

Ordinary Life. 8.


     Wtorek, 1.01

  Po Sylwestrze byłam strasznie śpiąca. To jest powód mojego wygrzebania się spod pościeli dopiero na obiad. Zaraz po przebudzeniu się, spojrzałam na zegar wiszący na ścianie naprzeciw łóżka. Dochodziła 13:30. Zwykle w dni wolne wstaje około 9:00. Zrobił się ze mnie ranny ptaszek.
 Wstałam i poczłapałam do szafy. Wyciągnęłam z niej zwykłą koszulkę i legginsy, po czym udałam się do łazienki. Po porannej toalecie i ubraniu się zeszłam na dół po schodach do salonu, gdzie siedział już Calum i Jai. Oglądali jakiś film akcji. Przysiadłam się do nich i przywitałam. Przy okazji dowiedziałam się, że Sivanowie wyjeżdżają o 15:00. Potem poszłam do kuchni, gdzie zastałam mamę i ciocię. Robiły obiad. Z nimi również się przywitałam i skierowałam do swojego pokoju na górę. Opadłam na łóżko i położyłam głowę na poduszkach. Chwyciłam telefon i podłączyłam do niego słuchawki. Włączyłam pierwszą piosenkę, którą była The Hearts Want What I Wants, Seleny Gomez. Odprężyłam się. Straciłam poczucie czasu. Dopiero, gdy usłyszałam jak ktoś woła mnie na obiad, wróciłam do rzeczywistości i zwlekłam się z łóżka, żeby po chwili już siedzieć przy stole w jadalni i jeść kurczaka. Po obiedzie ciocia i Jai poszli się pakować i wyjechali. Pożegnałam się z nimi i wróciłam do swojego pokoju. Resztę dnia spędziłam na czytaniu książki i słuchaniu muzyki. Wieczorem oglądałam z bratem film. Nie pamiętam jaki. Po umyciu się włożyłam piżamę i od razu zasnęłam.

     Środa, 2.01.

 Wstałam o 9:00. Norma. Leżałam jeszcze trochę w łóżku, aż usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Wzięłam telefon i leniwie odblokowałam ekran. Aż podskoczyłam jak zobaczyłam od kogo dostałam sms'a. Był od Jacka. Otworzyłam wiadomość.

Jack: Hej. Nie zbudziłem Cię ?
Ja: Hej. Nie zbudziłeś.
Jack. To dobrze. :) Co tam?
Ja: Nudzę się.. A tam? :)
Jack: Jem śniadanie. Nash ciągle patrzy co pisze. Denerwuje mnie to.

  Nash ? A tak, jak mogłam zapomnieć. Kuzyn Clarka. Przyszedł z nim oddać mi kartkę z życzeniem. I tak słodko się jąkał.. Mia, ogarnij się - pomyślałam. Coś ze mną nie tak ? Chyba pójdę zjeść śniadanie.. Porządne,

 Ja : Smacznego. Idę coś zjeść. Do napisania :)
 Jack : Dziękuję i nawzajem. Do napisania.

  Rzuciłam urządzenie na łóżko i w piżamie ruszyłam na dół. Ledwo zrobiłam jeden krok w stronę drzwi od pokoju, a już zakręciło mi się w głowie. Mam tak często po wstaniu. Nawet z krzesła w szkole. Oparłam się o ścianę. Postałam tak minutę, aż mi przeszło. Nie wiem dlaczego tak mam.
  Po chwili byłam już w kuchni i wlewałam mleko do miski. Potem dosypałam moich ulubionych płatków - 'muszelek'. Z napełnionym naczyniem poszłam do salonu i usiadłam na fotelu. Dopiero wtedy się zorientowałam, że rodzice pojechali w odwiedziny do znajomych, a Cal poszedł do Luke'a. Czyli pół dnia chata wolna. Włączyłam pierwszy - lepszy program muzyczny i zabrałam się za jedzenie. Po skończonym posiłku włożyłam miskę do zmywarki i wróciłam na górę. Wzięłam telefon i wpięłam do niego słuchawki. Po chwili mogłam usłyszeć pierwsze nuty piosenki Birdy. Ułożyłam się wygodnie na poduszkach i wyciszyłam. Moje powieki powoli opadały, a ja nie świadoma niczego, przysnęłam. Nagle obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Zerwałam się na równe nogi i spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Mama. Odebrałam. Pytała jak się czuje i czy wszystko dobrze. Po usłyszeniu moich odpowiedzi poprosiła mnie, abym zrobiłam zakupy na kilka następnych dni, a pieniądze są na komodzie w ich sypialni. Pożegnałam się i odłożyłam telefon. Podeszłam do szafy w celu wybrania ubrań. Zdecydowałam się na te. Skierowałam się do łazienki, aby się przebrać i zrobić lekki makijaż. Na koniec związałam kucyka i wróciłam do pokoju po telefon, który włożyłam to torebki. Później poszłam do pokoju rodziców i wzięłam banknoty z mebla w rogu pomieszczenia. Zeszłam na dół po listę zakupów, którą mama zawsze przyczepiała magnesem do lodówki. Wzięłam ją ze sobą i wyszłam z kuchni, aby za chwilę zakładać buty i zamykać główne drzwi. Stwierdziłam, że pójdę do miejscowego supermarketu. Najlepiej. Idąc, słuchałam muzyki. Jak zwykle. Pięć minut później miałam już w ręce koszyk na zakupy i wkładałam do niego potrzebne produkty. Podeszłam do kasy, a kasjerka podała mi cenę. Dałam jej banknoty i włożyłam zakupione jedzenie do reklamówki i wyszłam z marketu. Dotarcie do domu nie zajęło mi długo. Za to przed drzwiami czekał na mnie gość, dało się zauważyć go stojąc kilka metrów dalej. Nie spodziewałam się nikogo. Spokojnie podeszłam do niego i okazało się, że był to Jack. Ciekawe, co tu robił. Myślałam, że przez to, co się wydarzyło w Sylwestra przeze mnie, może mnie przestać lubić. Jeśli w ogóle mnie lubił.
-Cz...Cześć... - przywitałam się.
- Hej - odpowiedział, po czym mnie przytulił - Zakupy ? -spytał patrząc na reklamówkę w mojej ręce.
- T..Tak.. W..Wejdziesz ?
- Tak na prawdę chciałem Cię zaprosić na spacer i na kawę...
- Chętnie pójdę.. Wejdź.. Zaczekasz na mnie kilka minut ?
- Oczywiście.
 Przekręciłam klucz w drzwiach i wpuściłam Clarka do środka. Powiedziałam, żeby usiadł w salonie i, jeśli chce, pooglądał telewizję. Ściągnęłam buty i skierowałam się do kuchni, by odłożyć każdy produkt na swoje miejsce. Wychodząc, spoglądnęłam na blondyna, który odwrócił się w moją stronę. Oznajmiłam, że jeszcze chwilę i możemy wychodzić. Poszłam do łazienki w celu poprawienia makijażu i odłożyłam słuchawki do pokoju. Stwierdziłam, że nie będę się przebierać i przeglądnęłam się w lustrze. Niedługo potem byłam już w salonie i przystanęłam nad chłopakiem siedzącym na sofie. Położyłam dłoń na jego ramieniu mówiąc, że możemy iść. Po chwili już zamykałam dom i oboje szliśmy blisko siebie.
- Może pójdziemy do parku ? - zaproponował.
- Ok. - uśmiechnęłam się, co odwzajemnił i splótł nasze palce razem. Zawsze tak robił, gdy szliśmy gdzieś we dwoje. Lubiłam to. Bardzo. Nie długo zajęło nam dojście do parku. Jack prowadził. Po chwili zorientowałam się gdzie idziemy. Właśnie szliśmy ścieżką prowadzącą na polanę, o której opowiadałam chłopakowi w tego 'pamiętnego' Sylwestra i gdzie później byliśmy. Czyli pamiętał drogę ? Najwidoczniej tak... Zanim się obejrzałam, byliśmy już na miejscu. Usiedliśmy na ławce. Panowała pomiędzy nami niezręczna cisza. Żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć. W końcu postanowiłam się odezwać. I powiedzieć to, co miałam zamiar. Chciałam mieć już to za sobą.
- Jack, ja.. Ja przepraszam cię za.. Za to, co się stało w poniedziałek.. Nie wiem, co się ze mną dzieje.. Ja.. Przepraszam.. Nie chciałam, żeby tak wyszło... Nie chciałam tego zepsuć.. Przepraszam... Przepraszam.. Przepraszam. - wydusiłam z siebie wreszcie te słowa. Siedziały we mnie odkąd TO się stało..W końcu zdobyłam się na odwagę. Tak. Odwagę. Jakie to piękne słowo. Niestety opisując mój charakter nie użyłbyś go, choćbyś miał nie wiadomo co zrobić.
 Po moim policzku spłynęła samotna łza po wypowiedzeniu tych słów. To było dla mnie trochę ciężkie, ale gdy już było po wszystkim, poczułam lekką ulgę. Kątem oka mogłam dostrzec jak mój towarzysz odwraca się w moją stronę wyraźnie chcąc złapać ze mną kontakt wzrokowy. Jednak nie pozwoliłam mu na to cały czas wpatrując się w czubki moich botek. Odwrócił się na kilka sekund, ale potem znowu wrócił do poprzedniej pozycji. Zaczął mówić.
- Mia. To ja powinienem Cię przeprosić. Widocznie nie byłaś gotowa... Może to było za szybko.. Za szybko. A ja głupi nie pomyślałem o tym. Mogłem wybrać inny dzień, inną godzinę. Mogło to się wydarzyć kiedykolwiek. Ale ja oczywiście przesunąłem to na wcześniej, Na za wcześnie. Przepraszam, Mia. Przepraszam.. To, co napisałaś na kartce bardzo wziąłem sobie do serca. Pomyślałem, że napisałaś co napisałaś z MOJEGO powodu. Z powodu tego, co ci wyrządzałem razem z przyjaciółmi pod koniec podstawówki, w pierwszej i drugiej klasie gimnazjum. Za to też Cie bardzo przepraszam. Na prawdę żałuję. Żałuję. Za to co zrobiłem. Mia, proszę, wybacz mi. Błagam. Teraz zmądrzałem. Dorosłem to tego, aby zrozumieć, że to, co dawało mi przyjemność i okazję do pośmiania się, dla Ciebie było okropną, wręcz męką. Wiem, że przeżywałaś to bardzo źle. Pewnie nie mogłaś spać po nocach. Wiem. Można to porównać do zbitej szklanki. Wręcz niemożliwe jest pozbieranie wszystkich odłamków i posklejanie jej na nowo. Mia. Błagam, wybacz mi. Proszę. Przepraszam Cię z całego serca za to wszystko. Przepraszam. Gdybym mógł, to bez zastanowienia przeniósłbym się w czasie i to naprawił. Naprawdę. Przepraszam. Postaram się jakoś to naprawić. Zrobię co w mojej mocy. Będę Cię chronił przed takimi głupkami jakim ja byłem dawniej. Obiecuję. Będę Twoim osobistym ochroniarzem. - Podnosiłam głowę lekko w górę i mogłam dojrzeć jak jego kąciki ust lekko powędrowały w stronę nieba. Ale w oczach miał smutek. Głęboki smutek. W końcu, jak to mówią, oczy to klucz do duszy ludzkiej. Chłopak na chwilę się zatrzymał, ale kontynuował wypowiedź.- Obiecuję. Mia, zaufaj mi. Wybacz mi, proszę. Jeszcze raz przepraszam Cię za wszystko. Przepraszam. Z całego serca. Mia. Proszę. Przyjmij moje przeprosiny.
 Zdobyłam się na odwagę już kolejny raz dzisiaj i zwróciłam swój wzrok na jego niebieskie oczy, które ciągle wpatrywały się we mnie. Tym razem widziałam w nich żal ich właściciela do samego siebie, błaganie, abym mu wybaczyła oraz nutkę szczęścia. Jednak nadal nie przestawał mówić.
- Mia. Polubiłem Cię. Może nawet bardzo. Serio. - tym razem uśmiechnął się do mnie. - Może.. Zostaniemy przyjaciółmi ? Jak na razie, nic szybko. Już się nauczyłem, żeby nie śpieszyć się do wszystkiego. - czy to znaczy, że... Bierze pod uwagę coś więcej ? Nie wierzę własnym uszom.
- Mia. Wybacz mi.
 Nie pozwoliłam dłużej mu mówić. bo wtuliłam się w niego mocno jak nigdy. Wyszeptałam mu do ucha ciche ,Wybaczam. I przyjmuję przeprosiny.' Wtedy usłyszałam jak on również szepcze mi ciche ,Dziękuję'. Po odsunięciu się od siebie, zgodziłam się za bycie przyjaciółmi. Wreszcie mam przyjaciela. Nawet nie wiecie, jak się cieszę. Wreszcie będę mieć kogoś, z kim mogę spędzać czas. Chciałabym mieć takiego kogoś na zawsze. Tylko czy tak będzie... Mam nadzieję..
  Uśmiechnęłam się, a on odpowiedział tym samym, przytulając mnie do siebie i całując w czoło. Jack objął mnie ramieniem i siedzieliśmy tak przez długi czas tylko czasem spoglądając na siebie.
- Idziemy na kawę ? - zaproponował mój przyjaciel. Jak to pięknie brzmi. Aż za pięknie, by mogło być prawdziwe. A jednak jest.
- Okeej..- wysłałam mu uśmiech.
Nie minęło 10 minut, a już staliśmy przed wejściem do kafejki. Już miałam chwytać klamkę, ale blondyn mnie wyprzedził i przepuścił w drzwiach, na co ja ukłoniłam się mu, chwytając lekko płaszcz w dłonie. Oboje się zaśmialiśmy, przez co mój humor znacznie się poprawił. Jego śmiech... Uspokajał mnie, sprawiał, że miałam małe motylki w brzuchu. Był i pewnie jest dla jego królewny taki kojący, przyjemny, piękny. Usiedliśmy przy stoliku w rogu kafejki. Leżało już na nim małe menu.
- Co życzy sobie moja przyjaciółka ? - wypowiedział to tak słodko.. Tak inaczej..
- Latte poproszę. A mój przyjaciel ?
- Też latte. Lubisz ciastka czekoladowe ?
- Uwielbiam.
- W takim razie wezmę. - odłożył menu i podszedł do lady, gdzie akurat żaden z klientów nie stał. Niedługo potem już upijałam kawę i przegryzałam ciastkami. Spędziliśmy na tym kilka minut, a potem naszym kierunkiem stały się nasze domy. Szliśmy trzymając się za ręce, co według mnie nie było gestem przyjacielskim, tylko bardziej pasującym do par. Uśmiech wkradł się na moje usta pod wpływem tych myśli. Jak dotarliśmy już pod mój dom, Clark mnie przytulił i powiedział ,Dziękuję', na co odpowiedziałam tym samym i jeszcze raz popatrzałam w jego niebieskie tęczówki i odwróciłam się w stronę wejścia do domu. Gdy szukałam klucza, poczułam spojrzenie chłopaka na sobie. Wchodząc do mieszkania zauważyłam, że on już poszedł w stronę swojego.
 Reszta dnia minęła mi na słuchaniu muzyki i oglądaniu filmów. Wieczorem, gdy rodzina wróciła, zjedliśmy wspólnie kolację jak co dzień. Po posiłku poszłam do swojego pokoju, z którego wyszłam z piżamą kierując się do łazienki. Wyszłam z niej odświeżona i ubrana. Padłam na łóżko i wysłałam Jackowi krótkiego sms'a ,Dobranoc'. Odłożyłam telefon i po chwili zasnęłam.

Czwartek - niedziela, 3.01-6.01.

Te dni minęły mi zwyczajnie. W czwartek nie robiłam nic ciekawszego prócz słuchania muzyki i grania z Calem w gry. Na gwiazdkę dostał FIFE, z którą się praktycznie nie rozstaje. W piątek byłam z mamą na zakupach w centrum. Kupiłam sobie bluzę i jeansy. Mój zestaw na co dzień. Sobotę spędziłam na odrabianiu lekcji. Ci nauczyciele są aż tacy głupi, żeby zadawać nam pracy domowej po dziurki w nosie. Jakbyśmy nie mieli co robić przez święta. W niedzielę zostaliśmy zaproszeni na obiad do Skye'ów, gdzie spędziliśmy popołudnie. Przez resztę dnia oglądałam film z mamą i sprzątałam. Gdy kładłam się spać, usłyszałam w głowie cichy głosik. Powiedział : ,Jutro wszystko się zacznie'.

-----
 Hi :)
 Jak tam wakacje Wam mijają ?
 Nie dodawałam, bo wena czasem uciekła razem z czasem na napisanie.
 Tak. Nash przełożony na 9, ale już na 1000000000% będzie w 9.

 Bye. x



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bohaterowie.

Chloë Grace Moretz jako Mia Rose Moretz. Nash Grier jako on sam.  Hayes Grier jako on sam. Młodszy brat Nasha, ma 15 lat. Calum Hood jako Calum Moretz. Starszy brat Mii, ma 17 lat. Luke Hemmings jako Luke Johnson. Przyjaciel Caluma, ma 17 lat. Troye Sivan jako Jay Sivan. Kuzyn Mii i Caluma, ma 16 lat.   Jack Johnson jako Jack Clark.                                                           Ma 16 lat, kuzyn Nasha, jest w tej samej klasie, co Mia.                          Will Poulter jako Evan King. Ma 18 lat. Jeden z czwórki chłopaków nabijających się z Mii, ich przywódca. Evan Peters jako Alex White. Ma 18 lat. Jeden z czwórki chłopaków nabijających się z Mii. Za każdym razem, gdy to się dzieję, stoi na prawo

Ordinary Life. 3.

Wtorek, 25.12, wieczór.  Po całym dniu spędzonym u babci, wróciliśmy ok. 22:00 do domu. Od razu, po wypiciu pysznej, zielonej herbaty, poszłam przygotować się do spania. Wzięłam piżamę i weszłam do łazienki, przekręcając kluczyk. Odświeżona, ubrałam się i wróciłam w swoje własne skromne progi. Położyłam się na rozścielonym łóżku i ułożyłam laptopa na kolanach. W pewnym momencie do drzwi pokoju ktoś zapukał. Ostatnio tylko brat pukał, gdy wchodził. Jednak tym razem to nie był on. Był to Jai. - Hej, będziesz już spać ? - zapytał trochę tak jakby nieśmiało. - Nie, nie jestem zbytnio śpiąca, a dlaczego pytasz ? - Ja też. Może... obejrzymy razem jakiś film ? Cal zajął się jakimiś 'swoimi sprawami'. Wiesz... - Wiem, doskonale. To co chciałbyś obejrzeć ? - Obojętne. - powiedział i ułożył się obok mnie na łóżku. - Wybierzemy coś razem. Ok ? - Ok. Przeglądaliśmy internet w poszukiwaniu jakiś ciekawych filmów. W końcu natknęliśmy się na Więźnia Labiryntu. - Może być ? - spytał

Ordinary Life. 2.

----- Dedykuje ten rozdział Julce <3 Ona już sama sie domyśli, że o nią chodzi <3 Taki mały prezencik na urodzinki <3 Miłego czytania ! <3  +  Tak mnie dziwnie wzięło na Avril <3 Macie tu Let Me Go :* -----      Poniedziałek, 24.12  Wstałam rano, o dziwo pełna energii. Słyszałam głosy rodziców i dźwięki telewizora. Zaciekawiło mnie to, bo przeważnie to ja wstawałam pierwsza. Zerknęłam na wyświetlacz mojego telefonu. Była 10:00. Wstałam z łóżka, nie spiesząc się zbytnio.Była w końcu wigilia. Przyjeżdżała ciocia Kate z Jai'em, jak zwykle. Zawsze lubiłam święta, takie pełne miłości, uśmiechu, radości, rodzinne, zawsze spędzane razem, nigdy osobno. Wybierając ubrania, zaczęłam rozmyślać.  Życie jest pasmem porażek i sukcesów. Jest pętlą, supłem zawiązanym tak ciasno, że nawet szpilka się przez niego nie przeciśnie. Jest sznurkiem, który się nie kończy, ewentualnie czasem jest cieńszy lub bardziej wytrzymały. Trzeba go rozwiązać, mocować się z nim, walczyć. I przy