Przejdź do głównej zawartości

Ordinary Life. 11. ,Jest moim kuzynem'.

Dopisek z dziś (tak na prawdę to oficjalnie wstawiam to 14.10 )/12.10.15/. (rozdział pisany wieki (czyt. około miesiąc) temu ale to nie jest ważne x):
BONUSIK. WSTAWIAM DZIEŃ WCZEŚNIEJ. (edit: dokładnie kilkanaście minut przed jutrem - 13.10) ŚWIĘTUJMYY X. (niby wstawiłam o ten dzień wcześniej ale i tak dopisuje notki 14.10)

-----

     Środa, 9.01. 

 Obudziłam się i gwałtownie usiadłam na łóżku, wciągając szybko powietrze. Oddychałam ciężko, ale ból w klatce piersiowej ustał. Zapewne dzięki operacji. Siedziałam lekko przerażona  moim snem, aż ktoś wyrwał mnie z zamyślenia.
- Mia, co się stało ? - odwróciłam głowę w stronę, z której dochodziły te słowa. Na krzesełku obok mnie siedział Nash.
 Spuściłam nogi na podłogę i wpatrywałam się w chłopaka nadal ogarnięta emocjami związanymi z tym, co się wydarzyło w mojej wyobraźni. Mój oddech powoli się wyrównywał, a gdy już był równomierny, wyciągnęłam ręce w stronę bruneta, chcąc go przytulić. On, widząc to, wstał i podszedł do mnie, zamykając w szczelnym uścisku. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Po chwili było ich więcej, aż sprawiły, że cicho łkałam. Nash widocznie to usłyszał, bo przytulił mnie mocniej i zaczął gładzić moje plecy dłonią. Trwaliśmy w takiej pozycji jeszcze około minuty. W pewnym momencie odkleiliśmy się od siebie i popatrzyliśmy sobie w oczy. Po chwili niebieskooki przybliżył się do mnie i odgarnął włosy z mojej twarzy. Uśmiechnął się, całując mnie w czoło. Kąciki moich ust uniosły się do góry. W końcu postanowiłam odpowiedzieć na pytanie chłopaka.
- Miałam straszny sen... Obudziłam się po operacji w tym pokoju i byłam tu sama. Otworzyłam oczy, ale po chwili się zamknęły i .. Umarłam. - spuściłam głowę w dół. Na mojej twarzy pojawiły się łzy i zaczęłam popłakiwać. Chłopak od razu przytulił mnie do siebie, nie zostawiając pomiędzy naszymi ciałami żadnej wolnej przestrzeni. Oparłam głowę na jego ramieniu i powoli się uspokajałam. Jego dotyk sprawił, że poczułam się bezpieczniejsza.
- Nadal tak jest ? - pyta Nash.
- Tak. - odpowiada Mia.
*On obejmuje ją ramieniem i podnosi do góry, potem usadawia ją na swoich kolanach i przytula od tyłu, opierając głowę na ramieniu dziewczyny.*
 Po chwili moje policzki stały się suche i odsunęliśmy się od siebie.
- Dziękuję. - powiedziałam cicho.
- Za co ? - odpowiedział pytaniem.
- Za to, że tu jesteś. I ogólnie za to, że jesteś. - podniosłam swój wzrok z podłogi na chłopaka przede mną i wpatrując się w jego tęczówki, uśmiechnęłam się.
- Musiałem tu przyjść. Zobaczyć, co z Tobą. Nie przeżyłbym bez dowiedzenia się jak czuje się moja przyjaciółka. - odwzajemnij uśmiech, ukazując przy tym śnieżnobiałe zęby i spojrzał w moje oczy, jakby chciał odczytać moje myśli. Zawsze chciałam to umieć. Umieć czytać w myślach.
 Spuściłam głowę z powrotem w dół i położyłam się na łóżku. Brunet chwycił moją dłoń i uniósł ją do góry, po chwili całując. Dosłownie sekundę później do sali weszła pielęgniarka.
- Dzień dobry, jak się pani czuje ? - zwróciła się do mnie.
- Dzień dobry. Lepiej. - odpowiedziałam.
- Dzień dobry. - odezwał się Nash.
- O, dzień dobry. Pan jest kimś z rodziny Mii ?
- N .. - zaczął.
- Tak, jest moim kuzynem.
- W takim razie może pan zostać. Tylko pobiorę krew i zmierzę ciśnienie.
- Dobrze.
 Pielęgniarka rozłożyła cały sprzęt na szafeczce obok łóżka. Poprosiła mnie, żebym usiadła tak, żeby się opierać na poduszce. Powiedziała też, żebym położyła rękę na podłokietniku łokciem w dół. Gdy kobieta przygotowywała się do pracy spojrzałam w prawo. Na tacy były położone strzykawki : mniejsze, większe, zamknięte, otwarte. Były też tam waciki, plastry, woda i para przezroczystych rękawiczek, które pielęgniarka od razu założyła na swoje dłonie. Nie minęło dużo czasu do momentu, w którym miejsce na ręce, z którego pobrano mi krew, było zaklejone plastrem. Potem zmierzono mi ciśnienie. Wszystko wskazywało na to, że jest dobrze.
- Za godzinę powinniśmy mieć wyniki badania krwi. Czy pani Moretz jest dziś w domu ? - spytała kobieta.
- O ile nic się nie zmieniło, jest teraz w pracy. Do 18:00. - powiedziałam.
- Dobrze, dziękuję za informacje. Do widzenia.
- Do widzenia. - odpowiedzieliśmy.
 Wyszła, zamykając drzwi. Zostaliśmy sami.
- Serio, kuzyn ? - spytał brunet, śmiejąc się z niedowierzaniem.
- Nic innego nie wpadło mi do głowy. - odpowiedziałam w ten sam sposób.
- Ej Mia.. - przewrócił oczami.
- No co ?
- Nic.
 Zaśmiałam się i położyłam na łóżku patrząc na Nasha.
- Jesteś zmęczona ? - spytał.
- Trochę..
- To odpocznij. Słodkich snów. - podniósł się z krzesła.
- Nie idź, zostań. Jak zasnę to możesz wrócić do domu. Okej ?
- Dobrze, zostanę. - chwycił moją lewą dłoń w swoją lewą, a prawą gładził moje włosy, które zapewne wyglądały gorzej jak po wstaniu wczesnym rankiem z łóżka.
 Wysłaliśmy sobie nawzajem uśmiechy, po czym zamknęłam oczy i powoli zostałam wciągnięta w wir snów.

 Byłam na polanie, całkiem sama. Wokół mnie oddalony o kilkadziesiąt metrów od środka polany rozciągał się wielki las. Rozglądałam się przez chwilę, ale nie zauważyłam nic szczególnego. Wstałam. Podeszłam kilka kroków bliżej drzew. Dopiero wtedy zauważyłam, że coś się wśród nich porusza. Coś małego, zwinnego i szybkiego. Cofnęłam się o krok i wyciągnęłam ręce przed siebie układając palce jakbym chciała odbić piłkę. Skierowałam dłonie palcami do siebie. Przekręciłam jedną w lewo, drugą w prawo i przybliżałam je do siebie stopniowo. Nie rozkładałam ich jeszcze przez chwilę, póki nie usłyszałam za mną czyichś kroków. Odwróciłam się, a trawa w miejscu, nad którym wcześniej były moje ręce, poruszyła się i wysuszyła. Osoba stojąca za mną była wysoka. Na głowie miała kaptur, a oczy zasłoniła ciemnymi okularami. Jej spodnie były czarne, jak i bluza. Stałam dość daleko od niej, więc nie dostrzegłam jej rysów twarzy i jej wyrazu. Podeszła dwa kroki bliżej mnie. Wtedy za jej plecami coś się wytworzyło. Ciemna plama. Czarna plama. Potem za nią zobaczyłam dwie tak samo ubrane osoby, ale niższe. Gdy stały kilka metrów ode mnie, powtórzyłam ruchy, które wykonałam wpatrując się w las. Niestety skutek był ten sam. Czarna postać na czele zaśmiała się głośno. W tym momencie usłyszałam szum za swoimi plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam dwie postacie w białych szatach. Na nogach miały lekkie sandały. Ich głowy ochraniała chusta, a za plecami pojawiła się biała poświata. Szepnęły coś w stylu 'Przybyliśmy, by Ci pomóc'. Natychmiast zwróciłam swój wzrok z powrotem na ciemnych, którzy z każdą sekundą byli coraz bliżej. Spróbowałam jeszcze raz wytworzyć broń. Tym razem z niewielką pomocą stojącego za mną po lewej, udało mi się i wycelowałam nią na najwyższego przeciwnika. Ten uchylił się, ale jego ramie i tak ucierpiało. Następnie cała nasza trójka powtórzyła poprzednie ruchy i kolejne kule trafiły w przeciwników, którzy po chwili również zaczęli atakować. Przesunęliśmy się na środek polany. Kilka minut później, walka zakończyła się powodzeniem dla naszej drużyny. Jedyne, co martwiło moich towarzyszy to to, że przywódca ciemnych przeżył. Na nasze szczęście nie musieliśmy długo czekać, aż zniknie. Wyparuje. Przestraszyłam się trochę i gdy chciałam podziękować moim wybawcom za pomoc, odwróciłam się w stronę miejsca, gdzie przed chwilą stali. Jednak widok jaki zastałam, zmartwił mnie i przeraził. Dwójki jasnych nie było. Też wyparowali. Ale na trawie leżał liścik. Na jego kopercie, w miejscu, gdzie powinien się znajdować adres nadawcy, był napis : 'Otwórz, jak wydostaniesz się z lasu. I uważaj - idź ścieżką'. Ale przecież tam nie ma żadnej ścieżki - pomyślałam i podniosłam głowę lekko w górę. Przede mną rozciągała się dróżka. Bez większego zastanowienie ruszyłam w jej stronę. Gdy stawiałam na niej dziesiąty krok, coś szybko skoczyło na mnie. 
 Obudziłam się nagle i gwałtownie usiadłam na łóżku. Pomyślałam: 'Co to za sen?' i odwróciłam głowę w lewo. Przestraszyłam się, bo zastałam w tamtym miejscu Caluma, który siedział na krześle jakby nic się nie zdarzyło. Powiedział: 'Minie dużo czasu, zanim otrzymasz odpowiedź'.
Wróciłam wzrokiem na drzwi, a po sekundzie spojrzałam jeszcze raz w miejsce, gdzie siedział Calum. Zniknął. On zniknął. Wyparował.  

-----
 Hi ! Taki jeden z krótszych, ale nie miałam na niego pomysłu..
15 koonkurs z chemii, a ja zamiast się uczyć to siedzę i kończę pisać 12 rozdz... A to, że jest 23:35 i piszę tą notkę w poniedziałek 12 oznacza, że nie posłuchałam rodziców i nie poszłam spać.

12 :
''Czy rozmawiają tak o każdym nowym pacjencie? Nie wydaje mi sie, żeby interesowały się nimi aż tak bardzo. 
- Nie. Nie o każdym. Tylko o takim, który 'WPADNIE IM W OCZY'.''

Love,
Bye x

Edit (14.10): zamiast siedzieć i przeglądać 2 raz wszystkie materiały na konkursu to edytuje rozdział... Nie zdziwię się, jak nie przejdę dalej x

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bohaterowie.

Chloë Grace Moretz jako Mia Rose Moretz. Nash Grier jako on sam.  Hayes Grier jako on sam. Młodszy brat Nasha, ma 15 lat. Calum Hood jako Calum Moretz. Starszy brat Mii, ma 17 lat. Luke Hemmings jako Luke Johnson. Przyjaciel Caluma, ma 17 lat. Troye Sivan jako Jay Sivan. Kuzyn Mii i Caluma, ma 16 lat.   Jack Johnson jako Jack Clark.                                                           Ma 16 lat, kuzyn Nasha, jest w tej samej klasie, co Mia.                          Will Poulter jako Evan King. Ma 18 lat. Jeden z czwórki chłopaków nabijających się z Mii, ich przywódca. Evan Peters jako Alex White. Ma 18 lat. Jeden z czwórki chłopaków nabijających się z Mii. Za każdym razem, gdy to się dzieję, stoi na prawo

Prolog.

''Kłopot z życiem polega na tym, że nie ma okazji go przećwiczyć i od razu robi się to na poważnie'' Terry Prachett - 'Piramidy' Ona od początku nie miała siły powstać. Za pierwszym podejściem nie poradziła sobie, nie wywalczyła tego szczęścia w życiu. Poddała się. Po prostu. Nie była wystarczająco silna. Nie potrafiła wstać, wyjść z ogromnej dziury, jaką wykopało przed nią życie. Ale lina leżała kilka kroków przed nią. Musiała pokonać tylko kilka przeszkód. Jednak poddała się. Nie chciała ryzykować jeszcze bardziej, nie chciała wpaść w głębszy dół. Pozostała z tym losem, któremu się oddała. Z tym smutkiem, nieszczęściem, samotna, bez przyjaciół, ze łzami w oczach. Nie miała siły. Nie mogła nic zrobić, co mogło by wyciągnąć ją z tarapatów. Nic. Nic ani nikogo nie miała do pomocy. Dopóki jej rodzice nie dowiedzieli się o wszystkim, co jej wyrządzali inni. Wtedy miała choć małe wsparcie. Potem dołączył do niej brat. Z nim najlepiej się jej rozmawiało. Tylk

Zapowiedź.

Forever with. Never without. Jesteście choć troszeczkę ciekawi o czym będzie opowiadanie ? Będzie ono takie jakby mieszane. 5sos i stare Magcon. Coś nowegoo ! Dla niewtajemniczonych : zdjęcie Magcon będzie na końcu postu :) I teraz 'mała' zapowiedź tej nowej historii : Ona:  ma 16 lat, cicha, spokojna. Czuje sie samotna pomimo tego, że ma dwójkę kochających rodziców i najlepszego na świecie brata. Smutna, w szkole jest dręczona, zastraszana, nie ma przyjaciół, nie ma nikogo, z kim mogłaby szczerze i o wszystkim porozmawiać. Ma wady jak każdy. Jest na swój sposób naiwna, poddaje sie innym, najpierw robi, potem myśli. Efektem tego jest szczęście, ale trwające do czasu. Później to wszystko obraca się przeciw niej. Ale nadzieja umiera ostatnia. A ona ją ma. Ma nadzieję na uśmiech bez końca. Tylko czy wytrwa w tej nadziei ? Czy odkryje przed innymi swoją prawdziwą twarz, jak przed bratem ? On :   szalony i pewny siebie 17 latek. Jest szczęśliwy, uśmiechnięty, ma najlepszych