Poniedziałek, 7.01.
Rano zbudził mnie budzik. Była 6:40. Po pięciu minutach zwlekłam się z łóżka. Doczłapałam ledwo do szafy, aby wyciągnąć z niej ubrania uprzednio przeglądając się w lustrze. Wyglądałam jak każdy normalny człowiek rano wygląda : rozczochrane włosy, zaspane oczy. Otworzyłam drzwiczki i podniosłam z półki ubrania. Skierowałam się do łazienki w celu przygotowania się do wyjścia do szkoły. Ubrana i odświeżona weszłam do swojego pokoju tylko po plecak i zeszłam do kuchni. Siedział tam już Cal i jadł kanapki. Przywitałam się i podeszłam do blatu, na którym była miska i płatki w pudełku oraz butelka mleka. Przygotowałam sobie śniadanie i usiadłam obok brata.
- Jak się spało ? - spytał.
- Dobrze, a Tobie? - odpowiedziałam.
- W miarę ok... Mam pytanie...
- Pytaj..
- Czy... gdy zasypiałaś... wydarzyło się coś dziwnego?
- Hhm...
- Usłyszałaś jakiś głos mówiący w Twojej głowie...? Dziwne pytanie, wiem...
- Tak... powiedział, że dziś się wszystko zacznie.. Jakoś tak...
- Dobrze powiedział. I wiedz, że to prawda. Przygotuj się.
- Ale... Jak ? Na co ? Calum !
- To nie będzie trudne. I nie będziesz musiała nic robić. Po prostu chcę, żebyś wiedziała. A teraz już chodźmy, bo się spóźnimy. Mamy 10 minut.
- Ale...
- Chodźmy.
- Ok..
Nie ukrywając zdziwienia i lekkiego niepokoju odłożyłam naczynia do zmywarki i poszłam w stronę wyjścia z domu. Oboje założyliśmy kurtki i buty i opuściliśmy budynek. Szliśmy w milczeniu. Mogłabym dopytywać się całego świata o to, co ma się dziś wydarzyć. Obsypywać każdego, a w szczególności chłopaka idącego obok mnie, pytaniami o każdą rzecz związaną z dzisiejszym dniem i tą wielką zmianą. Ledwo się powstrzymywałam. Miałam świadomość, że nie usłyszę tego, co bym chciała. Po siedmiu minutach byliśmy przy drzwiach prowadzących na korytarz szkoły, gdzie mieliśmy spędzić dziś pół dnia. Wchodząc, poczułam na sobie spojrzenie kilku osób. Próbowałam olać to. Może i mi się udało ? Chyba od tego zaczęła się ta cała zmiana... Miejmy nadzieję, że wyjdzie mi ona na dobre.. I wszystkim innym. Podeszłam pod klasę minutę przed dzwonkiem. Oparłam się o ścianę przy drzwiach i spojrzałam przed siebie. Wiedziałam, że Cal ma lekcję w pomieszczeniu na lewo od tego, w którym mam ja. Skierowałam swój wzrok na niego, a on się do mnie uśmiechnął. Usłyszałam ciche śmiechy dwóch dziewczyn stojących kilka kroków za mną. Czyżby mój braciszek miał adoratorki ? - pomyślałam i również wysłałam mu uśmiech i wskazałam ręką na ławkę stojącą pod ścianą. Chłopak kiwnął głową na tak. To był taki nasz znak porozumiewawczy znaczący, że po lekcji spotykamy się we wskazanym przez któregoś z nas miejscu. W momencie, gdy rozbrzmiał dzwonek, mój wzrok zatrzymał się na osobie zbliżającej się do Caluma. Jego twarz była mi znajoma. W pierwszym momencie nie poznałam, kto to był, ale później już wiedziałam, Nash. Byłam pewna co do tego, że to właśnie on. Czyli będzie chodził do tej szkoły i z Calem do klasy. Fajnie. Moje myśli przerwał nauczyciel zbliżający się w naszą stronę. Po chwili wszyscy siedzieliśmy już na swoich miejscach. Tylko jeden chłopak stał na środku klasy. Przyglądałam się mu i stwierdziłam, że jest podobny do Nasha. Albo jeden ogromny zbieg okoliczności, albo to jego brat.
- Dzień dobry wszystkim. Chciałbym Wam przedstawić nowego ucznia. Od dziś będzie się tu uczył. Razem z resztą nauczycieli zdecydowaliśmy przyłączyć go do tej klasy. Przedstaw się, proszę. - powiedział matematyk.
- Cześć. Jestem Hayes Grier. Mam 15 lat, rodzice wysłali mnie rok wcześniej do szkoły. Mam brata starszego o dwa lata. Pochodzę z Kalifornii. Stamtąd przyjechałem tutaj. - uśmiechnął się.
- Przyjmijcie go mile. Usiądź w ławce pod oknem.
Ławka pod oknem. Ławka, w której siedzę. Jedyne wolne miejsce jest własnie tutaj. Czyli dzisiaj kończą się te dobre czasy siedzenia samej w ławce. Mam tylko nadzieję, że chłopak nie jest taki, jak inni. Że ta nasza 'znajomość' nie skończy się dla mnie źle.
- Cześć. - wysłał mi lekki uśmiech patrząc na mnie.
- Cześć. - wysiliłam się na ten sam gest.
- Ty jesteś Mia, tak?
- Skąd wiesz ?
- Nash...
- Jest Twoim bratem ?
- Tak...
- Jesteście podobni do siebie.
- Ykhym. - zwrócił nam uwagę pan Jones.
- Przepraszamy. - odpowiedzieliśmy.
Lekcja minęła mi zwyczajnie. Nie licząc nowego sąsiada z ławki. W czasie rozmowy z młodym Grierem zauważyłam, że Jack nie przyszedł do szkoły. Stwierdziłam, że może jest chory.
Po dzwonku na przerwę skierowałam się na ławkę naprzeciw sali. Niedługo potem zjawił się mój brat. Opowiedziałam mu o Hayesie. Dowiedziałam się też, że do klasy, w której był Calum, dołączył Nash. Od razu skumplowali się. Luke, który potem się do nas dosiadł, też go polubił. Podobno mieszkają u Clarków. Są rodziną.
Siedzieliśmy razem całą przerwę, po której udaliśmy się do klas. Tym razem były one daleko od siebie. Nowy znowu usiadł obok mnie. Będzie fajnie. Hayes to miły chłopak. Jak na razie. Ale nie wygląda na to, żeby taki nie był.
Angielski z panią Collins minął mi przyjemnie. Zadała nam pracę polegającą na napisaniu odpowiedzi na kilka prostych pytań, odpowiadając na nie jakimś określonym zdaniem. Wyszłam z klasy zadowolona, że jeszcze tylko muszę wytrzymać w-f i chemię, a potem z górki 2 lekcje : informatyka i plastyka. Lepszego planu lekcji na poniedziałek mieć nie mogłam. I tym razem to nie był sarkazm.
Na wychowaniu fizycznym graliśmy w siatkówkę, którą lubię najbardziej ze wszystkich sportów. Nawet rozgrzewka nie była długa. Dzisiejszy dzień jest naprawdę inny. Zaskakuje mnie to, że jeszcze żadnej przerwy nie przesiedziałam zamknięta w łazience. Po skończonej lekcji ruszyłam do szatni. Wzięłam ubrania z plecaka i weszłam do pomieszczenia z prysznicami. Każdy z nich był w osobnym, mniejszym pomieszczeniu, zamykanym na klucz. Po odświeżeniu się i ubraniu, wróciłam do szatni, z której wzięłam plecak, pakując wcześniej koszulkę i legginsy. Wyszłam z pomieszczenia i udałam się w kierunku sali chemicznej. Przechodząc obok stołówki, zauważyłam stojącego tam Nasha z bratem. 15-latek zauważył mnie i kąciki jego ust uniosły się do góry, jak i moje. Odeszłam kilka metrów dalej, przystając przy wejściu do sali 37. Rozglądałam się, czy nie ma gdzieś Caluma w pobliżu. Niestety, nie znalazłam go. Ale zauważyłam zbliżających się w moją stronę dwóch chłopaków z 3 liceum. Ręce zaczęły mi się trząść. Powoli robiło mi się słabo na sam ich widok. Nawet jeśli byli oddaleni ode mnie o kilometry. Moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa i stopy przywarły do podłogi. Bałam się, co wymyślą tym razem. Wepchną mnie do schowka sprzątaczek ? Do klasy, którą jeden z nauczycieli zostawił otwartą ? Do łazienki ? Szarpnęłam za klamkę drzwi obok mnie. Były zamknięte. Już wiem, gdzie nie ucieknę i gdzie mnie nie zostawią. Po mojej lewej stronie, oddalone o jeden krok, były drzwi do pokoju socjalnego. Wyciągnęłam rękę w stronę klamki, która naciśnięta, nie otwarła wejścia. Uff.. Spojrzałam w miejsce, gdzie stali Grierowie. Młodszy z nich gdzieś zniknął. Szkoda. 3-cio klasiści byli już dwa kroki ode mnie, a moje nogi nadal nie miały zamiaru sie poruszyć. Po sekundzie jeden z nich stał tuż przede mną, a drugi i trzeci za nim. Jack, gdzie jesteś, gdy Cię potrzebuję... Ten pierwszy, Evan, przekrzywił głowę w lewo. Zaczął mówić.
- Cześć.. Mia. - uśmiechnął się ze złością, co powtórzyli pozostali dwaj. - Co tym razem od Ciebie chcemy? - spuściłam głowę.
- Peter, teraz. - szepnął.
Nagle na ekranach w każdym korytarzu wyświetliło się zdjęcie. Zdjęcie, na którym byłam ja i Jack, siedzący na ławce na polanie. Ktoś nas śledził ? Przecież droga to tego miejsca jest teraz, w zimie, praktycznie nie widoczna. Chyba, że ktoś oprócz mnie zna tą ścieżkę. Kątem oka spoglądałam na mini-telewizor. Następne pojawiło się po kilku sekundach. Tym razem zrobione było przez szybę kawiarni, w której byliśmy w poprzednią środę. Ktoś nas śledził. To pewne. Przyglądnęłam się bardziej Clarkowi na tamtej fotografii. Zauważyłam, że patrzył w stronę 'fotografa'. Ten drugi, przestraszony, że blondyn go zauważył, zapewne uciekł od razu po zrobieniu fotki.
- A kto to jest ? Wiecie ? - powiedział ktoś przez radiowęzeł. Ktoś, czyli Peter. Jeden z najlepszych kumpli Evana, którzy nabijali się ze mnie, gdy tylko była okazja. I akurat trafiło na dzisiejszy dzień, w którym miało się wszystko zmienić.. Jak na razie nie zmieniło się dużo poza tym, co wydarzyło się przez pierwsze 3 lekcje.
- Tak, to Jack Clark. I Mia Moretz. Zapewne każdy z Was zna ich oboje, więc nie będę więcej o nich mówił.
Nagle jak na zawołanie wszystkie pary oczu w zasięgu mojego wzroku wpatrywały się we mnie. Bezbronną mnie. Chciałam uciec, ale gdy zrobiłam dwa kroki, ktoś pociągnął mnie od tyłu za rękaw i przycisnął do ściany. King. Tak jak podejrzewałam.
-Pewnie jesteście ciekawi czy jego nazwisko miało wpływ na pozycję w szkole ?
*siedzący przytakują ruchami głów*
- Tak, ale nie tylko to. Wpływ miało też to, że jego rodzice byli bogaci i zafundowali coś szkole. Chyba wyposażenie sportowe, ale nie jestem pewna.
-No, opowiedz, co robiliście, to cię puszczę. - nie odezwałam się.
- Ok, skoro nie chcesz powiedzieć... - zamachnął się zapewne, by mnie uderzyć, a pozostała dwójka chłopaków zasłoniła kamery, aby nie mieli kłopotów w związku z tym, co zaszło i co zaplanowali.
Evanowi się nie udało, ponieważ w ostatniej chwili ktoś złapał za jego dłoń i ją wykręcił. Potem uderzając 'króla' pięścią w twarz, krzyknął czyjeś imię, bo pomocnicy blondyna włączyli się w bitkę. Nie usłyszałam go dokładnie. Jedynie wyłapałam litery h, a i s. Has. Dopiero po jakiejś minucie doszłam do siebie. Widziałam, jak dwóch, lub nawet czterech czy pięciu chłopaków się biło. W końcu wyższy brunet uderzył swojego przeciwnika tak, że tamten się zatoczył i ledwo uniknął upadku w tył. King, White i Mitchell odeszli w swoją stronę. Zapewne do tego czwartego, który mówił przez radiowęzeł. Dopiero wtedy mogłam zauważyć kto mnie obronił, jak wyglądał mój wybawca, który jeszcze przez chwilę stał do mnie tyłem i oddychał ciężko, jak i jego pomocnik. Potem oboje odwrócili się i mogłam zobaczyć ich twarze. Przez chwilę miałam mroczki przed oczami, ale kiedy zniknęły, zobaczyłam pochylającego się nade mną Nasha. Za nim przykucnął Hayes.
- Mia, wszystko dobrze? Mia.. Żyjesz ? Odpowiedz, proszę... - chwycił moją twarz w dłonie i lekko nią poruszał, wpatrując się cały czas w mojej oczy.
- Żyję. I dziękuję bardzo za uratowanie mnie. - uśmiechnęłam się szczerze, na co odpowiedział mi tym samym niebieskooki nade mną, podnoszący mnie z ziemi. Chwilę staliśmy naprzeciw siebie wpatrując się sobie w oczy. Później mocno przytuliłam Nasha i wyszeptałam mu do ucha 'Dziękuję', a po moich policzkach spłynęło kilka łez. Chłopak, jako odpowiedź, przytulił mnie jeszcze mocniej. Trwaliśmy w takiej pozycji dopóki ktoś nie zwrócił na siebie naszej uwagi.
- Ykhymmm.... Ja też istnieje na tym świecie. - Hayes nam przeszkodził i podszedł do mnie. Objął mnie mocno i pokołysał chwilę. Na moją twarz wkradł się uśmiech. Gdy już oddaliliśmy się od siebie, spojrzałam na nich..
- Dziękuję Wam, bardzo. Wolę nie myśleć, co by było, gdybyście się nie zjawili.. Dziękuję bardzo. Jak mam się odwdzięczyć ? - po moim policzku spłynęły dwie łzy. Wzruszenia i radości. Czy to właśnie to wydarzenie miało zmienić wszystko ? To, że Evan z kolegami naskoczyli na mnie, a Grierowie mnie uratowali ?
- Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że odpowiedź na te pytania była taka prosta.. Jeszce raz Ci dziękuję.
*patrzy na sąsiada i uśmiecha się do niego, obdarzając całusem*
- Nie musisz się odwdzięczać. - powiedział 17- latek.
- Muszę. Można powiedzieć, że uratowaliście mi życie. - przez chwilę nic nie mówili, ale starszy z nich jednak kontynuował rozmowę.
- Jak nalegasz, to przejdźmy się na spacer po lekcjach. Ile masz jeszcze ?
- Chemię, informatykę i plastykę.
- Ok, to po 7 lekcji na ławce przed szkołą.
- Ok.
Nawet nie zauważyłam, kiedy wszyscy uczniowie ulotnili się z korytarza, zostawiając nas samych we trójkę. Zaraz po zakończeniu naszej rozmowy zadzwonił dzwonek szkolny informujący o tym, że następne 45 minut nauki się rozpoczyna. Przytuliłam jeszcze raz starszego ode mnie niebieskookiego, który po tym odszedł w stronę sali matematycznej. Potem objęłam młodszego i ustawiliśmy się oboje przy drzwiach. Niedługo potem przyszła reszta naszej klasy i nauczycielka. Wpuściła nas do środka, a my zajęliśmy miejsca. Usiadłam z Hasem w ławce pod oknem. Postanowiliśmy, że będziemy na każdej lekcji siedzieć razem. Chemia minęła mi szybko, jak i pozostałe lekcje i przerwy, które spędzałam z Grierami, Calumem i Lukiem. Po skończonych zajęciach powiedziałam bratu, że idę z Nashem na spacer i oddałam mu mój plecak. Czekałam na bruneta około minuty. W końcu gdy się zjawił, usiadł obok mnie, całując mnie w policzek. Zarumieniłam się lekko, co pewnie zauważył, bo mnie przytulił i stwierdził, że słodko wyglądam, gdy się rumienie. Przez to moja twarz stałą się prawie cała czerwona, a on tylko przyciągnął mnie do siebie i objął ramieniem.
- Idziemy ? - spytał.
- Ok.
Szliśmy w ciszy przez chwilę. Zdecydowałam się ją przezwać.
- Nash.. Mam pytanie...
- Wal. - zaśmiał się, ja też.
- Dlaczego tu przyjechaliście ?
- Nasi rodzice musieli wyjechać, a dokładnej wylecieć z pracy na delegacje na pół roku. Wysłali nas tutaj, do ciotki. Will, mój starszy brat, został w Kalifornii, bo tam studiuje. Mam jeszcze młodszą siostrę, która też tu z nami przyleciała. A ty? Mieszkasz tu od urodzenia ?
- Tak, urodziłam się tu.
- Więc pewnie znasz dużo ciekawych miejsc w tym miasteczku.
- Nawet nie, ale mam takie, gdzie czasem przychodzę pomyśleć, odprężyć się. Możemy tam iść jak chcesz.
- Ok, prowadź.
Następna osoba pozna tą polanę, dowie się o jej istnieniu. Fajnie. Dotarliśmy tam po pięciu minutach. Usiedliśmy na ławce. W mojej głowie pojawiły się wspomnienia związane z tym miejscem. Mimowolnie po moim policzku spłynęła samotna łza.
- Mia, co się dzieje ? - spytał mój towarzysz.
- Wspomnienia... Widziałeś te zdjęcia, które wyświetlili dziś na ekranach w szkole ?
- Spróbuj o tym zapomnieć. Nie chce, żebyś się smuciła, czy coś...
- To nie tak.. Ten dzień był wspaniały. Wtedy zdobyłam przyjaciela, Jacka.
- Teraz też. - uśmiechnął się.
- Hey.. Przecież ktoś musiał zrobić to zdjęcie. Teraz też może tu być.. - kończąc mówić drugie zdanie, odwróciłam się w stronę, z której przyszliśmy.
Zauważyłam światło lampy aparatu i od razu powiedziałam o tym Nashowi. Natychmiast wstaliśmy z ławki i pobiegliśmy w stronę uciekiniera. Gdy już wybiegaliśmy z parku, zatrzymałam się i oparłam dłonie na kolanach. Musiałam wsiąść głęboki oddech. Z polany do głównej drogi nie było blisko. Chłopak widząc, że przystanęłam, zawrócił w moją stronę i bez pytania wziął na ręce jak pannę młodą, a ja oparłam swoje dłonie na jego szyi. Pokręciłam głową i zaśmiałam się będąc już u niego na rękach. Niebieskooki nadal biegł za 'paparazzo', który był kilka metrów od nas. Nieznajomy zniknął za zakrętem na skrzyżowaniu, a my nie zauważyliśmy, w którą stronę uciekł. Miejmy nadzieję, że nie udało mu się zrobić nam zdjęcia. Staliśmy chwilę. Ja nadal wisiałam w powietrzu przytrzymywana przez ręce Griera, gdy zaczął padać deszcz. On, nadal nie spuszczając mnie na ziemię, zaczął biec przed siebie. Minęło kilka sekund zanim dotarliśmy do skrzyżowania. Na nasze nieszczęście, zapaliło się czerwone światło dla pieszych. Chłopak postanowił nie czekać, tylko skręcił w lewo. Schowaliśmy się pod dachem przystanku autobusowego, na którym nikogo nie było. Brunet nadal nie stawiał mnie na nogi. Zaśmiałam się cicho, co widocznie usłyszał, bo po chwili śmialiśmy się razem.
- Nash, spuść mnie już na ziemię.
- A muszę ? - spytał ze smutkiem, ale mnie to nie złamało.
- Tak.
Chłopak ustawił mnie z powrotem na nogach tak, że staliśmy naprzeciw siebie. Moje ręce nadal otaczały jego szyję. Wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Niebieskooki przysunął mnie bliżej siebie i oparł swoje czoło o moje. Poczułam jego ręce na moich biodrach. Nasze nosy ledwo się stykały. Wysłałam mu uśmiech, a on mi. Zamknęłam oczy i w tym samym momencie podjechał transport. Kąciki naszych ust ponownie sie uniosły. Przytuliłam Nasha i weszliśmy do autobusu, wcześniej płacąc kierowcy i usiedliśmy razem na siedzeniach obok siebie. Oparłam głowę na ramieniu chłopaka, a on złączył nasze dłonie. Uśmiechnęłam się pod nosem na ten gest, podobał mi się. Gdy autokar podjechał na przystanek w pobliżu mojego domu, pocałowałam towarzysza w policzek i przytuliłam, szepcząc ,Dziękuję' . Żegnając się z kierowcą, pomachałam 17- latkowi na pożegnanie i wysiadłam. Ruszyłam szybko w stronę domu i chciałam wyciągać klucze z plecaka, ale przypomniałam sobie, że dałam go bratu. Zadzwoniłam więc do domu i skryłam się pod dachem. Po chwili Calum otworzył mi drzwi i spytał jak było. Odpowiedziałam wymijająco, ściągając buty i wieszając płaszcz. Weszłam do kuchni, pytając Cala, co jest na obiad. Odpowiedział, żebym odgrzała sobie spaghetti, które jest w lodówce. Chłopak poszedł do swojego pokoju, co ja również zrobiłam po zjedzeniu posiłku. Odrobiłam zadania domowe i padłam na łóżko. Rodzice wrócili z pracy razem o 18:00. Półtorej godziny później zjedliśmy wspólnie kolację. Około 21:00 do mojego pokoju zapukał mój brat.
- I jak Mia, myślisz, że te słowa, to prawda ?
- Z jednej strony nawet tak, ale z drugiej nie wiem.
- Myślę, że jutro nie będziesz już się wahać. A jak nie jutro, to za kilka dni. Dobranoc siostro. Nie martw się niczym. Śpij dobrze. Pa.
- Dobranoc... Słodkich snów, Cal. Pa.
Brązowooki wyszedł, zostawiając mnie samą z wieloma pytaniami, które nie przestawały przewijać się przez moje myśli. Poszłam pod prysznic. Stwierdziłam, że to mi może pomoże. Ale niestety nie pomogło. Ubrana już w piżamę, opadłam na łóżko. Długo nie mogłam zasnąć. W końcu moje powieki zaczęły opadać. Gdy już odpływałam, w mojej głowie, znowu, tak samo jak poprzedniego dnia, mogłam usłyszeć głos. Albo mi się zdawało, albo znałam ten głos. Tym razem powiedział : , Jutro przyniesie kolejne uśmiechy i nie tylko. Nie martw się niczym.'.
-----
Hiii ! Tak długo oczekiwany rozdział.. Wreszcie Nash ! Mówiłam, że na pewno będzie w 9 ? I jest :D
Pochyła czcionka oznacza myśli Mii w opisywanym momencie.
Nowi bohaterowie !
Przeczytajcie info po prawej ----> WAŻNE JEST.
Team Jack vs. Team Nash ? x
+ mały spoilereq 10 :3
'- Co Cię tak bawi ? - spytałam.
- Mhm.... - zaśmiał się.
- No ?
- Ej Mia, Mia,.
- Co ? Mnie to nie śmieszy. - co się z nim stało ?
- Widzę.
- Chociaż tyle.'
Love,
Bye ! x
Team Nash!!
OdpowiedzUsuńSzybko 10 dodaj!
36 year-old Software Consultant Deeanne Croote, hailing from Listuguj Mi'gmaq First Nation enjoys watching movies like Comanche Territory (Territorio comanche) and Bird watching. Took a trip to Hoi An Ancient Town and drives a Ferrari 400 Superamerica. sprawdz tych gosci
OdpowiedzUsuń