Przejdź do głównej zawartości

Ordinary Life. 7.


     Poniedziałek,31.12,wieczór i noc.
 
 Skierowaliśmy się w stronę domu chłopaka. Jak zwykle szliśmy w całkowitym milczeniu. Tak jest najlepiej. Przynajmniej dla mnie. Jednak wbrew temu, przerwałam ciszę.
- Jack... Gdzie idziemy? - to pytanie nurtowało mnie odkąd wyszliśmy.
- Mhm... Lubisz niespodzianki? - spytał.
- Hm.. T-tak..
-Więc ci nie powiem. - uśmiechnął się lekko.
- Okeej... - odparłam i ponownie zapadła między nami głucha cisza.
 Gdy już staliśmy pod budynkiem, Jack powiedział, że idzie po kluczyki do samochodu i wróci. Po chwili zniknął za drzwiami, ale tak szybko jak wyszedł, tak pojawił się z powrotem. Ja usiadłam na miejscu pasażera, a on prowadził. Z radia można było usłyszeć cichą muzykę. Jedyny słyszalny dźwięk poza odgłosami silnika. Droga do tego tajemniczego miejsca minęła mi szybko. Zanim się obejrzałam, byliśmy na miejscu. Chłopak wysiadł pierwszy i otworzył mi drzwi.
- Zamknij oczy. Będę Cię prowadził. - oznajmił.
- Dobrze. - zgodziłam się.
 Zrobiłam to, o co poprosił i ruszyłam razem z nim. Jedna jego dłoń trzymała moją, a w drugiej coś niósł. Nie wiedziałam co. Niebieskooki cały czas informował mnie, że mam iść prosto, w prawo, w lewo.. Mówił też, żebym uważała na kamienie, gałęzie itp. Kiedy przed nami pojawiło się małe wzniesienie, wziął mnie na ręce jak pannę młodą i przeniósł aż na miejsce, do którego cały czas zmierzaliśmy.
- Jak słoodkoo... - pomyślałam, gdy stawiał mnie na ziemi.
- Hhmm.. - uśmiehcnął się.
- Słyszałeś ? - zdziwiłam się.
- Taak...
- Ou. - miałam nadzieję, że tego nie powiem.
- Cieszę się, że ci sie podobało.
 Blondyn spojrzał w moje oczy, a ja od razu poczułam, że się czerwienie, więc spuściłam wzrok na swoje buty. Dopiero wtedy zauważyłam, że w ręce miał jakiś odtwarzacz płyt i kilka DVD. Jack złączył nasze dłonie i zaprowadził mnie w stronę ławki stojącej kilka kroków przed nami. Usiedliśmy obok siebie. Chłopak włożył jakąś płytę do odtwarzacza i po chwili do naszych uszu dotarła spokojna melodia. Spojrzałam na ekran telefonu, chcąc dowiedzieć się, która godzina. Już 21:30. Czyli długo musiało zająć nam dotarcie tutaj.
 Nadal siedzieliśmy w milczeniu. Żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć. Oparłam głowę na jego ramieniu, a on swoją na mojej. Nadal uwielbiam takie momenty. Przebywanie z kimś, kto sprawia, że jesteś szczęśliwy, z kimś, kogo kochasz.
*Mia patrzy w oczy Nasha, on w jej oczy. Uśmiechają się do siebie.*
- Ooo... -mówią siedzący obok.
-Tak, kochałam się wtedy w Jacku. - oznajmia Mia.
- Oo. Jeszcze nie wspomniałaś o tym.
- To już wiecie. 
 Ten czas jest dla mnie idealny na przemyślenia, poukładanie myśli, gdybanie, układanie historii, które nigdy nie będą miały miejsca.
 W pewnym momencie mój towarzysz spojrzał na mnie.
- Mm.. Pięknie wyglądasz.... 
- Dzie-dziękuję. - zarumieniłam się.
- Wyglądasz słodko, jak się rumienisz.
 Teraz to wyglądałam jak burak. No, może trochę przesadziłam. Cały czas wpatrywałam się w swoje buty. Nie chciałam, by zauważył moją reakcje na jego słowa. Ale pomimo tego ją widział. Z resztą, sam to potwierdził.
 Minutę później usłyszałam szybką, skoczną melodię dochodzącą zapewne z odtwarzacza. Nic wielkiego, ale poprawiło mi humor i poczułam, że moje policzki już nie są czerwone. Spojrzałam na Jack'a. Jego wzrok był zwrócony w stronę, z której tu przyszliśmy. Westchnęłam. Chciałam spotkać się z jego oczami, uśmiechnąć się do niego, zobaczyć jego uśmiech, przytulić go. W momencie, gdy odwróciłam wzrok na panoramę miasta, poczułam jak on patrzy na mnie. Teraz pewnie czuje to samo, co ja wcześniej. Od razu odwróciłam się w jego stronę. Poczułam i zobaczyłam to, co chciałam. On chyba też bo uśmiechnął się jak nigdy. Przytulił mnie mocno. Tego teraz chcieliśmy. Poczucia obecności drugiej osoby. Niedługo oderwaliśmy się od siebie.
- Może.. Zagramy w 5 pytań? - zaproponował Clark.
- Ok. Zaczynaj. - odpowiedziałam.
- Ty zacznij.
- Skoro nalegasz.... Jaki jest Twój ulubiony kolor ?
- Błękitny. A Twój?
- Czerwony. Już po jednym. Skąd znasz Nasha?
- Jest moim kuzynem. A Ty ?
- Przyszliście razem do mojego domu z kartką z życzeniem... Mówiłeś do niego po imieniu..
-  No tak... Już dwa.
- Hhm.. Masz rodzeństwo?
- Myślałem, że wiesz.. Mam. Siostrę. Młodszą.
- Jednak nie wiedziałam.
- Jakie kwiaty lubisz najbardziej ? - mogłam się domyślić, dlaczego o to pyta...
- Tulipany. Jak ma na imię Twoja siostra ?
- Jasmine. Masz młodsze rodzeństwo  ?
- Nie.. Już cztery pytania. Ostatnie. Skąd znasz to miejsce? Pięknie tu. - zadając pytanie przekręciłam głowę w prawo.
- Czasem tu przychodziłem. Jak chciałem się przejść, pomyśleć spokojnie. Też tak uważam, pięknie.
- A Twoje pytanie ?
- Mhm... A Ty masz jakieś takie miejsce ?
- Tak na prawdę to taka moja mała tajemnica, ale i tak każdy może je znać, więc nic sie nie stanie, jak Ci powiem.. I mam dwa. Jednym jest altanka w ogródku mojego domu. Drugim jest mała polana między drzewami w lesie blisko parku. Stoi tam stara, od wielu lat niemalowana ławka. Drzewa nie są gęsto posadzone. Widać przez nie bez problemu park i jeziorko. Można tam dojść wydeptaną ścieżką. Nie widać jej aż tak bardzo wyraźnie, ale to nie przeszkadza.
- Zaprowadzisz mnie tam kiedyś ?
- Już 6 pytaniee.. - zaśmiałąm się - Jak chcesz to mogę dziś.
- Zobaczymy... - mrugnął okiem.
- Hhm. Ok..
 Wychyliłam telefon z kieszonki, by sprawdzić godzinę. Już 23:00. Super. Wstałam z ławki, aby z bliska przyjrzeć się miastu. Blondyn również zrobił to samo. Kiedy stanęliśmy w miejscu, objął mnie w tali, stojąc  za mną. Uśmiechnęłam się pod nosem. To uczucie... Dopiero po chwili zauważyłam, że zaraz przy początku ścieżki wydeptanej tu, na górę, znajduje się jakiś lokal, z którego wydobywają się ledwo słyszalne dźwięki piosenek sylwestrowych. W naszym odtwarzaczu właśnie skończyła się jedna z szybszych piosenek, a zaczęła jakaś ballada.
- Zatańczymy  ? - spytał chłopak wyciągając swoją dłoń w moją stronę.
- Oczywiście. - Uśmiechnęłam się, co odwzajemnij i chwyciłam jego rękę kierując się w stronę ławki.
 Od razu zaczęliśmy poruszać się w rytm muzyki. Na początku nasze dłonie były złączone, potem wtuliłam się w niego i poczułam jak on opiera swoje ręce na moich plecach. Potem swoimi oplotłam jego szyję tak, że mogłam patrzyć w jego oczy po lekkim uniesieniu głowy w górę. Tańczyliśmy tak, aż do momentu, kiedy dało się słyszeć odliczanie do nowego roku. Zatrzymaliśmy się i nasłuchiwaliśmy okrzyków.
- 10. - Jack rozpoczął nasze wspólne odliczanie.
- 9. - kontynuowałam.
- 8.
- 7.
- 6.
- 5.
- 4.
- 3.
- 2.
- 1.
 W tym momencie ludzie zaczęli krzyczeć ''zero', Ale my się wyciszyliśmy. Jego twarz była już wystarczająco blisko mojej, bym mogła poczuć jego oddech na sobie i mocny zapach jego perfum. Dwa centymetry. Jeden. Pół. 20 milimetrów. 15. 10. 5. Teraz już dotykaliśmy swoich ust, ale ledwo. W momencie, gdy już wybuchły fajerwerki zwiastujące pierwsze sekundy nowego roku, nie dzieliło nas prawie nic. Ale prawie. I teraz proszę, poznajcie moje szczęście. Mój jakże niesamowity los i jakże niesamowite wyczucie chwili. Serdecznie przedstawiam Wam najgorszy moment świata, w którym jego działanie mogło się włączyć. I akurat tak się stało.
  PRZEKRĘCIŁAM GŁOWĘ W LEWO. TAK. DOBRZE USŁYSZELIŚCIE. PRZEKRĘCIŁAM GŁOWĘ W LEWO. ZAMIAST TRZYMAĆ JĄ W MIEJSCU, W KTÓRYM BYŁA SEKUNDĘ TEMU, PRZEKRĘCIŁAM JĄ. ZEPSUŁAM SOBIE NAJWAŻNIEJSZY MOMENT W MOIM DOTYCHCZASOWYM ŻYCIU I ZAPEWNE CAŁYM. TEN MAGICZNY, PIĘKNY MOMENT, O KTÓRYM MYŚLAŁAM, ŻE NIGDY GO NIE PRZEŻYJE. DOSTAŁAM SZANSĘ OD ŻYCIA. ALE JAK ZWYKLE JEJ NIE WYKORZYSTAŁAM. CAŁA JA. WSPINAM SIĘ DO GÓRY, ALE WŁAŚNIE TERAZ SIĘ POTKNĘŁAM I SPADŁAM NA DÓŁ. DZIĘKUJE. MAM JUŻ TEGO SERDECZNIE DOŚĆ.
 Jednak aż tak źle to nie wyszło. Pocałował mnie w kącik ust. Chciał później przesunąć usta na moje, ale tym razem 'szczęście' się ponownie odezwało i ruszyłam głową lekko w prawo. Jack już chyba stracił siłę czy chęci 'walki ze mną' i pocałował mnie po prostu w policzek, a potem w czoło i mocno przytulił. Widać, że był troszkę jakby zawiedziony, ale jednak wyczułam u niego i chęć pocałowania mnie, i jego zupełne przeciwieństwo. Od razu oddałam uścisk i wspięłam się lekko na palce i pocałowałam go w policzek z czego raczej był zadowolony. Uśmiechnął się pod nosem jak i ja. Długi czas staliśmy wtuleni w siebie nie mówiąc nic. Trwaliśmy w tej pozycji około pięciu minut, a potem usiedliśmy na ławce oglądając fajerwerki.
- Przepraszam..
- Nie masz za co. To ja przepraszam.
- Ty nie masz za co. To ja zepsułam ten moment. - spojrzałam na niego, a on na mnie. Patrzyliśmy się sobie w oczy. Widziałam w nich niewielki smutek, zawiedzenie. W moich zapewne dało się dostrzec to samo.
- Może.. Przejdziemy się ?
- Ok.. Chcesz iść w to moje już nie tajemnicze miejsce ?
- Chętnie.
 Chłopak splótł nasze dłonie i zabrał ze sobą odtwarzacz, w którym wciąż była płyta. Za dziesięć minut byliśmy już przy samochodzie. Usiedliśmy na naszych poprzednich miejscach (gdy chciałam otworzyć drzwi Jack chwycił za klamkę i zrobił to za mnie) i ruszyliśmy. Ja mówiłam kierowcy, gdzie ma jechać, a on posłusznie skręcał to w lewo, to w prawo. Po piętnastu minutach byliśmy przy parku. Clark zaparkował auto na parkingu po drugiej stronie ulicy, przez którą bezpiecznie przeszliśmy. Cały czas prowadziłam niebieskookiego na polanę nie rozłączając naszych dłoni. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać jak dzisiejszy dzień spędza reszta mojej rodzinki. Pewnie piją szampana, rozmawiają, składają sobie życzenia, oglądają w telewizji koncert sylwestrowy, coś jedzą. Jak zwykle w naszym gronie. Kątem oka zauważyła wąską ścieżkę prowadzącą tam, gdzie zmierzamy. Za chwilę staliśmy już krok od ławki. Usiedliśmy na niej. -
- Jak tu spokojnie.. I pięknie.-
- Cicho i spokojnie.. Ale czy pięknie ? Tam, gdzie byliśmy było jak dla mnie piękniej. Uwielbiam oglądać takie widoki jakie tam były.
- Ja też. To jest jeden z powodów dlaczego tak lubię tamto miejsce. Ale tutaj też jest ładnie.
 Nie odpowiedziałam nic, tylko oparłam głowę na jego ramieniu zagłębiając się w swoich myślach. Nie minęło dużo czasu i Jack zaczął kolejną naszą rozmowę o wszystkim i niczym. Tak minęła nam następna godzina. Była pierwsza, kiedy zdecydowaliśmy się wrócić do domów. Byłam trochę zmęczona i chciałam, tak jak i blondyn, spędzić czas z rodziną. Za kilkanaście minut byliśmy pod moim domem. Clark wyszedł i otworzył mi drzwi zanim zdążyłam sama to zrobić i na pożegnanie mnie przytulił i pocałował w czoło. Wysłał mi uśmiech, co odwzajemniłam i pomachałam mu. Odwróciłam się i skierowałam do wejścia. Wyciągnęłam kluczyki z torebki, aby otworzyć drzwi, a tu przede mną pojawił się nagle Calum. Uśmiechnął się do mnie, a ja weszłam do ciepłego budynku. Brat zamknął drzwi, a ja ściągnęłam płaszcz i buty kierując się potem w stronę salonu. Od razu wszyscy radośnie mnie przywitali i zalali masą pytań o to, jak spędziłam czas z Jackiem. Odpowiadałam wymijająco. Nie cierpię odpowiadania na takie pytania. Gdy już skończyli je zadawać, mama zaproponowała, żebym coś zjadła. Zgodziłam się - byłam głodna. Po kolacji, około godziny 3:00, poszliśmy już spać. Po prysznicu i przebraniu się, padłam na łóżko. Przykryłam się kołdrą i ułożyłam głowę na poduszce. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.

-----
 Hi ! I jak ? Spodziewałam się krótszego, ale jest ok. :)
 Wiem, trochę więcej niż dwa tygodnie, ale nie znalazłam czasu na napisanie rozdziału jak nie było mnie w domu. Od razu jak wróciłam to się wzięłam za niego i oto jest !
 Nash nadal w 8. Jak coś się nie zmieni.
 EDYTOWAŁAM ZAPOWIEDŹ. Przeczytajcie.

Love you,
Bye ! xx











Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bohaterowie.

Chloë Grace Moretz jako Mia Rose Moretz. Nash Grier jako on sam.  Hayes Grier jako on sam. Młodszy brat Nasha, ma 15 lat. Calum Hood jako Calum Moretz. Starszy brat Mii, ma 17 lat. Luke Hemmings jako Luke Johnson. Przyjaciel Caluma, ma 17 lat. Troye Sivan jako Jay Sivan. Kuzyn Mii i Caluma, ma 16 lat.   Jack Johnson jako Jack Clark.                                                           Ma 16 lat, kuzyn Nasha, jest w tej samej klasie, co Mia.                          Will Poulter jako Evan King. Ma 18 lat. Jeden z czwórki chłopaków nabijających się z Mii, ich przywódca. Evan Peters jako Alex White. Ma 18 lat. Jeden z czwórki chłopaków nabijających się z Mii. Za każdym razem, gdy to się dzieję, stoi na prawo

Ordinary Life. 3.

Wtorek, 25.12, wieczór.  Po całym dniu spędzonym u babci, wróciliśmy ok. 22:00 do domu. Od razu, po wypiciu pysznej, zielonej herbaty, poszłam przygotować się do spania. Wzięłam piżamę i weszłam do łazienki, przekręcając kluczyk. Odświeżona, ubrałam się i wróciłam w swoje własne skromne progi. Położyłam się na rozścielonym łóżku i ułożyłam laptopa na kolanach. W pewnym momencie do drzwi pokoju ktoś zapukał. Ostatnio tylko brat pukał, gdy wchodził. Jednak tym razem to nie był on. Był to Jai. - Hej, będziesz już spać ? - zapytał trochę tak jakby nieśmiało. - Nie, nie jestem zbytnio śpiąca, a dlaczego pytasz ? - Ja też. Może... obejrzymy razem jakiś film ? Cal zajął się jakimiś 'swoimi sprawami'. Wiesz... - Wiem, doskonale. To co chciałbyś obejrzeć ? - Obojętne. - powiedział i ułożył się obok mnie na łóżku. - Wybierzemy coś razem. Ok ? - Ok. Przeglądaliśmy internet w poszukiwaniu jakiś ciekawych filmów. W końcu natknęliśmy się na Więźnia Labiryntu. - Może być ? - spytał

Ordinary Life. 2.

----- Dedykuje ten rozdział Julce <3 Ona już sama sie domyśli, że o nią chodzi <3 Taki mały prezencik na urodzinki <3 Miłego czytania ! <3  +  Tak mnie dziwnie wzięło na Avril <3 Macie tu Let Me Go :* -----      Poniedziałek, 24.12  Wstałam rano, o dziwo pełna energii. Słyszałam głosy rodziców i dźwięki telewizora. Zaciekawiło mnie to, bo przeważnie to ja wstawałam pierwsza. Zerknęłam na wyświetlacz mojego telefonu. Była 10:00. Wstałam z łóżka, nie spiesząc się zbytnio.Była w końcu wigilia. Przyjeżdżała ciocia Kate z Jai'em, jak zwykle. Zawsze lubiłam święta, takie pełne miłości, uśmiechu, radości, rodzinne, zawsze spędzane razem, nigdy osobno. Wybierając ubrania, zaczęłam rozmyślać.  Życie jest pasmem porażek i sukcesów. Jest pętlą, supłem zawiązanym tak ciasno, że nawet szpilka się przez niego nie przeciśnie. Jest sznurkiem, który się nie kończy, ewentualnie czasem jest cieńszy lub bardziej wytrzymały. Trzeba go rozwiązać, mocować się z nim, walczyć. I przy