Przejdź do głównej zawartości

Ordinary Life. 10. ,Mia ! Mia !'


     Wtorek, 8.01

 Ranek był taki, jak zawsze. Wstałam o 6:50 i podeszłam do szafy, by wybrać ubrania. Zabrałam je ze sobą do łazienki, gdzie  przebrałam się po wykonaniu wszystkich porannych czynności. Wróciłam jeszcze na chwilę do pokoju po plecak i zeszłam na dół do kuchni. Na stoliku stał już talerz z kanapkami. Caluma jeszcze nie było. Usiadłam na krześle i wzięłam kromkę chleba, posmarowaną serkiem topionym. Po zjedzeniu posiłku wstałam i podeszłam do miejsca, w którym stał czajnik. Wlałam do niego wodę i włączyłam go. Potem przygotowałam kubek i włożyłam do niego torebkę zielonej herbaty i zalałam wrzątkiem. Chwyciłam naczynie w ręce i odwróciłam się. Mało brakowało do tego, żeby jego zawartość znalazła się na mojej bluzie i na podłodze. A to dlatego, że nagle przed nosem wyrósł mi mój brat.
- Cześć. - odparł widocznie nie zainteresowany ewentualnymi skutkami tego, co się wydarzyło.
- Ym..Cześć. - odpowiedziałam.
 Chłopak wyminął mnie i również zrobił sobie ciepły napój. Usiadłam przy stole, patrząc się w jego stronę. W dłoniach nadal trzymałam parzący garnuszek. Nawet nie zwróciłam na to, że moje palce są rozgrzane aż za bardzo, dopóki Cal nie sprawił, że wróciłam do rzeczywistości. Natychmiast odstawiłam naczynie na stół i potruchtałam do zlewu, aby przemyć ręce zimną wodą. Widziałam kątem oka jak siedzący uśmiecha się pod nosem. Lekko pokręciłam głową i wróciłam na swoje miejsce.
- Co Cię tak bawi ? - spytałam.
- Mhm.... - zaśmiał się.
- No ?
- Ej Mia, Mia,.
- Co ? Mnie to nie śmieszy. - co się z nim stało ?
- Widzę.
- Chociaż tyle.
 Upiłam łyka napoju i popatrzałam na niego. On też zwrócił spojrzenie na mnie i uniósł brwi, jakby chciał spytać : ,O co ci chodzi ?'. Gdy już kubek był pusty, odstawiłam go do zlewu i ruszyłam do przedpokoju, aby ubrać kurtkę i buty. W tym czasie wyglądnęłam przez okno. Śnieg przestał prószyć i robiło się trochę cieplej. Fajnie. Ubrana, wyszłam, nie czekając na brata. Szłam chodnikiem, tak jak zawsze. Kiedy stałam przed przejściem dla pieszych, pojawiły mi się mroczki przed oczami. Nie widziałam dokładnie, gdzie idę. Nie słyszałam, żeby ktoś za mną szedł. Postawiłam kilka kroków do przodu i moja stopa zsunęła się z chodnika, co spowodowało, że wylądowałam na drodze. Dopiero wtedy mój słuch wrócił, a jedyne, co usłyszałam to: ,Mia ! Mia !' krzyczane przez kogoś idącego za mną. Później do moich uszu doszły tylko szybkie kroki tej osoby, a przed oczami zobaczyłam ciemność. Nieprzeniknioną ciemność.

 Czy to prawda, że człowiek w śpiączce słyszy, co się dzieje wokół niego i co mówią inni przebywający przy nim ? Tak. Przynajmniej w moim przypadku tak było.
- Dzień dobry. - powiedział kobiecy głos. Można było wywnioskować z jej sposobu mówienia i tonu głosu, że jest zestresowana i zdyszana.
-Witam panią. Pani Moretz, tak? - wtedy dotarło do mnie, że to moje nazwisko. I najprawdopodobniej pani Moretz to moja mama.
- Tak bardzo chciałabym wrócić do tego momentu i otworzyć wtedy oczy. Tak samo, jak podświadomie chciałam to zrobić właśnie w tamtej chwili, ale moje ciało, mój stan zdrowia i moje oczy odmówiły mi tego.
- Tak, to ja. Mama Mii. - moje przypuszczenia się potwierdziły. - Co z nią ?
- Połamane żebra i kość strzałkowa. Stłuczenia na biodrach i rany na plecach. Dobrze, że kierowca zatrzymał się, zanim mogło stać się coś gorszego. Wyjdzie z tego. - bardzo dobrze, że osoba za kierownicą się zatrzymała. Bardzo,
- Jak długo będzie musiała tu zostać?
- Jeśli dobrze pójdzie, to wyjdzie za kilka dni. Jeśli coś przeszkodzi, wróci do domu w następnym tygodniu.
- Dobrze, dziękuję. Miała już jakieś badania ?
- Pobraliśmy krew i skontrolowaliśmy jej stan. Jest stabilny. Wyniki badania krwi będą za około godzinę.
- Mogłaby mnie pani poinformować o tych wynikach ?
- Tak. Będzie pani czekać na nie tutaj ?
- Niestety nie mogę, muszę wracać do pracy, Mogłaby pani zadzwonić do mnie. Dam pani katkę z numerem. - chwilę żadna z nich się nie odzywała, ale można było usłyszeć ciche odgłosy długopisu. - Proszę.
- Dziękuję. Zadzwonię jak tylko je dostaniemy. Jakby coś się działo, to też będę telefonować.
- To ja dziękuję. Do widzenia.
- Do widzenia.
 Potem dosłyszałam tylko dźwięk zamykanych drzwi i pikanie urządzeń wokół mnie. Pielęgniarka siedziała na krzesełku w sali jeszcze pięć minut i wyszła, zostawiając mnie samą.
 Tamten dzień miał przynieść uśmiechy. Miałam się niczym nie martwić. I co z tego wyszło? Leżałam w szpitalu. W śpiączce. Nikt nie wiedział, kiedy się wybudzę. Nawet ja.
 Nagle do pokoju wbiegł ktoś. Zamknął cicho drzwi i podszedł do mnie. Usiadł na miejscu obok, oddychając ciężko.
- Hej Mia. To ja, Calum. Twój brat. Biegłem tak szybko, jak mogłem. Spotkałem mamę wychodzącą ze szpitala. Powiedziała mi wszystko, czego się dowiedziała. Opowiedziałem jej to, co się stało. Teraz Twoja kolej na poznanie historii tego wypadku. Szłaś przede mną około 10 metrów. Widziałem Cię przez całą drogę. Gdy się zatrzymałaś i szłaś w stronę drogi, zacząłem szybciej iść. W momencie, gdy miałaś stawiać nogę na asfalcie, przewróciłaś się i upadłaś. Zacząłem biec. Leciałem co sił w nogach, aby dotrzeć do Ciebie, zanim będzie za późno i wciągnąć Cię z powrotem na chodnik. Po drodze minął mnie samochód, którego kierowca rozmawiał przez telefon. Próbowałem biec szybciej, ale nie mogłem. Wiedziałem, co się może stać. Krzyknąłem Twoje imię dwa razy, będąc kilka kroków od Ciebie. W tym samym momencie auto zasłoniło mi Ciebie i nie mogłem zauważyć, co się dzieje. Dopiero, gdy pojazd się zatrzymał, a mężczyzna wysiadł z niego, mogłem zobaczyć, co się stało. Bez zastanowienia wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem po pogotowie patrząc w stronę szkoły. Na podwórku stało kilka osób, które kilka razy popatrzyły się w moją stronę. Karetka przyjechała po minucie, a ratownicy wciągnęli Cię na noszach do środka, uprzednio pytając mnie, czy Cię znam, Odpowiedziałem im, że jesteś moją siostrą, a oni kazali mi wsiąść do ich pojazdu. Chwilę później byliśmy już tutaj. Lekarze nie pozwolili mi być z Tobą w czasie badań, więc wróciłem do szkoły. Cały dzień siedziałem smutny, ciągle myśląc, co się z Tobą dzieje. Nauczyciele widząc,że coś się stało, nie pytali mnie. Wygadałem się Luke'owi i Nashowi o tym wypadku. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. Musiałem. Gdy skończyłem im opowiadać, po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, którą szybko starłem. Chłopcy zaczęli mnie pocieszać. Pomyślałem, że Jack i Hayes chcieliby o tym wiedzieć, więc poprosiłem Nasha, by im to przekazał. Jak się potem okazało, Jack się rozchorował i nie przyszedł do szkoły. Hayes się zasmucił, jak się dowiedział o wszystkim. Grierowie zdecydowali, że któryś z nich lub oboje przyjdą dziś Cię odwiedzić około piątej po południu. Teraz jest wpół do czwartej. Ja zaraz po skończonych lekcjach przybiegłem tu do Ciebie. Biegłem tak szybko, jak mogłem... To wszystko przeze mnie.. Przez to, że dałem Ci wyjść samej z domu i nie poszedłem szybko za Tobą.. Mia, obudź się.. Proszę.. - w tym momencie na moją dłoń spłynęła łza Cala. To sprawiło, że lekko nią poruszyłam, dając bratu znak życia. Chciałam, żeby uznał to też za odpowiedź na jego historię i znak, że ją słyszałam. Żadna inna część mojego ciała nie poruszyła się. - Mią ? Żyjesz ! - ucieszył się. - Słyszałaś to, co powiedziałem ? - moja głowa opadła w dół. - Słyszałaś...
 W tym momencie do sali weszła pielęgniarka, z którą wcześniej rozmawiała mama.
- Dzień dobry. Ty jesteś bratem panny Moretz?
- Dzień dobry. Tak.
- Są już wyniki badania krwi.
- I jak ?
- Wszystko dobrze. Mógłbyś poinformować o tym mamę ? Prosiła o to.
- Dobrze.
- I proszę, wyjdź na tę chwilę na korytarz. - chłopak prawdopodobnie kiwnął głową na tak. - Czy  pacjentka poruszała na przykład ręką w tym czasie, kiedy tu byłeś ?
- Tak, ruszyła dłonią i jej głowa opadła w dół.
- Nic poza tym?
- Nic. Pójdę już zadzwonić. - po tych słowach wyszedł z pomieszczenia. Pani Davies sprawdziła mój stan i napisała coś. Po dwóch minutach wrócił Calum i oznajmił, że mama się bardzo ucieszyła, że wszystko dobrze i prosiła, aby ten wrócił do domu. Chłopak pożegnał się z nami i poszedł. Za chwilę to samo zrobiła pielęgniarka.
 Godzinę później usłyszałam, jak ktoś wchodzi do sali. Była to jedna osoba. Powoli zamknęła drzwi i podeszłą do mnie. Usiadła na krzesełku i chwyciła moją dłoń.
- H.. Hej Mia.. To N.. Nash. - wyłapałam cichy głos z poza pikania. - Jak się czujesz ? Pewnie nie za dobrze.. Po co pytam, jak i tak mi nie odpowiesz.. - w tym momencie mocniej zacisnęłam powieki na oczach, które po raz pierwszy od wypadku się poruszyły. - Czyli tak ? - powtórzyłam gest. - Tak.
Mia. W szkole dowiedziałem się od Caluma, że leżysz w szpitalu. Bez dłuższego zastanawiania się zdecydowaliśmy razem z Hasem, że odwiedzimy Cię we dwójkę. Niestety mój brat nie mógł przyjść. Obowiązki domowe i cała reszta.. Wiesz... Kazał mi przekazać. że Cię polubił. Ma nadzieję, że zostaniecie przyjaciółmi. Co do dzisiejszego dnia, to muszę coś ci opowiedzieć. Chciałem iść z Tobą do szkoły. Wypatrywałem Cię od samego rana. Miałem zamiar wyjść z domu około wpół do ósmej i podejść po Ciebie. Jednak zostałem zatrzymany przez Hayesa, który miał iść ze mną i moje plany nie weszły w życie. Będąc już kilkadziesiąt metrów od domu, zauważyłem Cala biegnącego w stronę samochodu, który się zatrzymał. Gdy byliśmy kilka kroków bliżej, podjechała w tamto miejsc karetka i po chwili ratownicy wciągali kogoś na noszach do pojazdu, a Cal wsiadał do niego. Tak szybko jak przyjechała, tak odjechała na sygnale. Zastanawiało mnie, co chłopak tam robił. Dopiero na długiej przerwie dowiedziałem się o wszystkim i opowiedziałem Twojemu bratu to, co Tobie teraz. On tylko mruknął coś w stylu : ,Gdyby nie Hayes.. Ale nie obwiniajmy go. To moja wina. Tylko moja.'. Opowiedział nam wszystko, co się zdarzyło dzisiejszego poranka. - w tym momencie przerwał. Nie mówił nic jeszcze przez chwilę, ale w końcu się odezwał. - Mia, obudź się, proszę. Polubiłem Cię. Nie jestem pewny, co do wczorajszej sytuacji na polanie, dokładnie co do tego momentu, kiedy rozmawialiśmy siedząc na ławce.. '-Wtedy zdobyłam przyjaciela, Jacka. - powiedziałaś. - Teraz też. - odpowiedziałem ci.'... Chciałem Ci zaproponować bycie przyjaciółmi.. Nie wyszło, więc spytam teraz.. Zostaniesz moją przyjaciółką? - moja głowa już drugi raz dzisiaj opadła w dół na tak. - Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę.. - przerwał na minutę i kontynuował ze smutkiem - Mia, obudź się, proszę. Proszę.
 Odkąd wszedł do pomieszczenia, w którym byliśmy, trzymał moją lewą dłoń, aż do tamtej chwili, w której jego łza spłynęła na moją rękę. Moje powieki lekko się poruszyły i w ślimaczym tempie podnosiły się, co sprawiło, że do moich oczu dostało się światło. Natychmiast je zamknęłam, a gdy moje oczy przyzwyczaiły się do oświetlonego pomieszczenia, otworzyłam je. Zobaczyłam Nasha siedzącego nade mną. Uśmiechnęłam się do niego i gdy próbowałam usiąść, poczułam straszny ból w klatce piersiowej i opadłam z powrotem na łóżko, sycząc z bólu. Usłyszała to pielęgniarka dyżurna na korytarzu i od razu weszła do sali. Widząc, że się obudziłam, poinformowała mojego lekarza o tym przez krótkofalówkę. Wyszła na korytarz, zamykając drzwi. W tamtej chwili brunet siedzący obok mnie pochylił się i pocałował mnie w policzek, gładząc moje włosy. Ale ból nadal nie ustępował. Gdy zjawił się pan Foy, oznajmił, że musi zabrać mnie do innego pomieszczenia na badania, w czasie których nikt inny nie może przebywać ze mną. Poprosił go też, aby zadzwonił do moich rodziców i powiedział, że 'pacjentka się wybudziła i robione są jej badania oraz, że mogą przyjść za około półtorej godziny odwiedzić dziewczynę'. Po dwóch minutach zostałam wywieziona przez pielęgniarki, w tym panią Davies, do sali badań. Za nami poruszał się doktor. Po kontroli powiedziano mi, a dokładniej przypomniano, co sobie zrobiłam. Dowiedziałam się też, że jeszcze tego dnia będę mieć operację. Dokładniej operację połamanych żeber i kości nogi. Zostałam odwieziona do pokoju o godzinie 18:30. Czekali w nim moi rodzice i brat. Mama widząc mnie, jako pierwsza podeszła do szpitalnego łóżka i usiadła na krzesełku obok. Chwyciła na chwilę moją dłoń pytając, jak się czuję. Dostała tylko cichą odpowiedź: 'Źle. Ból w klatce piersiowej nie ustaje.' Potem otrzymałam od niej buziaka w czoło, jak i od taty. Cal cały czas uśmiechał się w moją stronę, na co czasem odpowiadałam lekkim uniesieniem kącików ust w górę. Rodzice zgodzili się na wykonanie operacji, która odbyła się o 20:00. Zostałam przewieziona na salę operacyjną kilka minut wcześniej. O ustalonej godzinie uśpiono mnie i rozpoczęto zabieg.

 Obudziłam się w swojej sali. Nie było w niej nikogo, oprócz mnie. Radio stojące na szafce pod oknem było włączone. Dochodziły z niego nuty jakiejś spokojnej melodii, do której nikt nie śpiewał. Poza tym słyszałam odgłosy maszyn stojących w pomieszczeniu. Leżałam przez dłuższy czas w ciszy na łóżku. Po tych kilkudziesięciu minutach moje powieki opadły, sprawiając, że do moich oczu nie dochodziło światło, ani nie widziałam niczego, prócz wielkiej, ciemnej plamy, która powoli się powiększała i stawała się coraz to bardziej ciemniejsza. Niedługo potem stała się ogromna i czarniejsza niż cokolwiek, co człowiek jest w stanie sobie wyobrazić. Ostatni dźwięk, jaki dotarł do moich uszu, to ciągłe, nieustające, głośne pikanie respiratora.

----- 
Hi !
Nie znam się za bardzo na operacjach i ogólne kościach, wypadkach itp, więc jak coś jest nie tak to przepraszam.. :)
Aż sama jestem pod wrażeniem, że już 10 !! Nie myślałam, że aż tak daleko to ff zajdzie.. Po prostu dziękuję wszystkim za wszystko <3

11 :
''Byłam na polanie, całkiem sama. Wokół mnie, oddalony o kilkadziesiąt metrów od środka polany, rozciągał się wielki las. Rozglądałam się przez chwilę, ale nie zauważyłam nic szczególnego. Wstałam. Podeszłam kilka kroków bliżej drzew. Dopiero wtedy zauważyłam, że coś się wśród nich porusza.''

Love,
Bye ! x







Komentarze

  1. wow...
    powiem ci, że wart było to czekanie na kolejny rozdział
    i jeej... jak dobrze, że się wybudziła

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bohaterowie.

Chloë Grace Moretz jako Mia Rose Moretz. Nash Grier jako on sam.  Hayes Grier jako on sam. Młodszy brat Nasha, ma 15 lat. Calum Hood jako Calum Moretz. Starszy brat Mii, ma 17 lat. Luke Hemmings jako Luke Johnson. Przyjaciel Caluma, ma 17 lat. Troye Sivan jako Jay Sivan. Kuzyn Mii i Caluma, ma 16 lat.   Jack Johnson jako Jack Clark.                                                           Ma 16 lat, kuzyn Nasha, jest w tej samej klasie, co Mia.                          Will Poulter jako Evan King. Ma 18 lat. Jeden z czwórki chłopaków nabijających się z Mii, ich przywódca. Evan Peters jako Alex White. Ma 18 lat. Jeden z czwórki chłopaków nabijających się z Mii. Za każdym razem, gdy to się dzieję, stoi na prawo

Ordinary Life. 3.

Wtorek, 25.12, wieczór.  Po całym dniu spędzonym u babci, wróciliśmy ok. 22:00 do domu. Od razu, po wypiciu pysznej, zielonej herbaty, poszłam przygotować się do spania. Wzięłam piżamę i weszłam do łazienki, przekręcając kluczyk. Odświeżona, ubrałam się i wróciłam w swoje własne skromne progi. Położyłam się na rozścielonym łóżku i ułożyłam laptopa na kolanach. W pewnym momencie do drzwi pokoju ktoś zapukał. Ostatnio tylko brat pukał, gdy wchodził. Jednak tym razem to nie był on. Był to Jai. - Hej, będziesz już spać ? - zapytał trochę tak jakby nieśmiało. - Nie, nie jestem zbytnio śpiąca, a dlaczego pytasz ? - Ja też. Może... obejrzymy razem jakiś film ? Cal zajął się jakimiś 'swoimi sprawami'. Wiesz... - Wiem, doskonale. To co chciałbyś obejrzeć ? - Obojętne. - powiedział i ułożył się obok mnie na łóżku. - Wybierzemy coś razem. Ok ? - Ok. Przeglądaliśmy internet w poszukiwaniu jakiś ciekawych filmów. W końcu natknęliśmy się na Więźnia Labiryntu. - Może być ? - spytał

Ordinary Life. 2.

----- Dedykuje ten rozdział Julce <3 Ona już sama sie domyśli, że o nią chodzi <3 Taki mały prezencik na urodzinki <3 Miłego czytania ! <3  +  Tak mnie dziwnie wzięło na Avril <3 Macie tu Let Me Go :* -----      Poniedziałek, 24.12  Wstałam rano, o dziwo pełna energii. Słyszałam głosy rodziców i dźwięki telewizora. Zaciekawiło mnie to, bo przeważnie to ja wstawałam pierwsza. Zerknęłam na wyświetlacz mojego telefonu. Była 10:00. Wstałam z łóżka, nie spiesząc się zbytnio.Była w końcu wigilia. Przyjeżdżała ciocia Kate z Jai'em, jak zwykle. Zawsze lubiłam święta, takie pełne miłości, uśmiechu, radości, rodzinne, zawsze spędzane razem, nigdy osobno. Wybierając ubrania, zaczęłam rozmyślać.  Życie jest pasmem porażek i sukcesów. Jest pętlą, supłem zawiązanym tak ciasno, że nawet szpilka się przez niego nie przeciśnie. Jest sznurkiem, który się nie kończy, ewentualnie czasem jest cieńszy lub bardziej wytrzymały. Trzeba go rozwiązać, mocować się z nim, walczyć. I przy