Przejdź do głównej zawartości

Ordinary Life. 5.


 Poniedziałek, 31.12, początek dnia.
  
Dzień, jak każdy inny. Rano wstaje o 11:00, leżę w łóżku rozmyślając o wszystkim i o niczym. Słowo, którym krótko, zwięźle i na temat mogę opisać ten ranek to nuda. Nuda. Nie miałam co robić, dopóki nie przypomniałam sobie, że zasnęłam z telefonem i karteczką z numerem do Jacka. Szybko ześlizgnęłam się z łóżka w poszukiwaniu tych przedmiotów. Na początku szukałam na podłodze, potem pod łóżkiem, na szafce nocnej, pod poduszką i kołdrą, a znalazłam tylko swój telefon. Zrozpaczona zaczęłam przeszukiwać kołdrę, zaglądać pod prześcieradło i za łóżko. Znalazłam. Mogłam już odetchnąć z ulgą. Usiadłam spokojnie na krawędzi łóżka. Zapisałam numer w pamięci telefonu. Zastanawiałam się, czy pisać coś lub dzwonić. Opcja wciśnięcia słuchawki od razu odpadła. Pisać ? Nie wiedziałam.. Ale zdecydowałam się. Odpowiedź na pytanie była krótka : tak.
  Ja: Heej. :)
Czekałam na odpowiedź. Po chwili przyszła.
  Jack: Hej ślicznaa. :*
Zarumieniłam się czytając to. Nie wiedziałam, co odpisać.
  Jack : Jak się czujesz ?
  Ja : Dobrze.. a ty ?
  Jack : Też. Co robisz ?
Chyba nie wiedział, co pisać... jak ja.
  Ja : Nudzę się.. Słucham muzyki.. A ty ?
  Jack : Nudyy.. Czego słuchasz ?
  Ja : Teraz Wings - Birdy. Co mi wpadnie pod myszkę.. c:
  Jack : Oo.. Przepraszam, ale nie mam już nic na koncie.. Do zobaczenia !
  Ja : Do zobaczenia.
Odłożyłam telefon. Wstałam. Podeszłam do szafy. Wybrałam ubrania. Skierowałam się do łazienki. Odświeżona i ubrana wróciłam do swoich skromnych progów. Usiadłam na brzegu łóżka. Nudziłam się. Postanowiłam zejść do kuchni. Idąc po schodach dało się słyszeć dźwięki telewizora, dokładniej gry wideo. Cal i Jai siedzieli na sofie. Mama krzątała się w kuchni, a tata przyglądał się grze chłopaków. Powolnym krokiem szłam do salonu. Chciałam zobaczyć, w co grają chłopaki. GTA. Tak myślałam. Ostatnio tylko w to Cal gra. Pada na sofę. Żeby zacząć grać, potrzebny mu tylko pad i pilot od telewizora. Nie mrugniesz okiem, a on już jest wciągnięty w grę.
 Nagle ogarnęło mnie uczucie deja vu.. Wiecie co to ? Wrażenie, że w Twoim życiu coś takiego już Ci się przydarzyło lub miałeś taki sen. Sen, w którym działo się dokładnie to, co w danym momencie w życiu. Moje wyglądało właśnie w taki sposób: siedziałam na sofie ubrana dokładnie tak samo. Wpatrywałam się w grę chłopców. Oni też byli ubrani w ten sam sposób.I też grali w GTA. W grze działo się dokładnie to samo. Tata także miał na sobie te same ubrania. I robił to samo. Mama w pewnym momencie weszła do salonu. Z tacką w rękach. Na tacy był talerzyk z ciastkami. I herbata dla mnie. Mama zawsze rano mi ją robiła. Zielona. Moja ulubiona. I... koniec deja vu... Jak dla mnie takie coś jest... dziwnee.... Nawet nie wiem, jak to nazwać.. Uczucie ? Wrażenie ? Odczucie ? Nie wiem..
 W pewnym momencie poczułam chęć zagrania z chłopakami. Zapowiada sie dziwny dzień. Może razem z nim zmieni się całe moje życie ? Może będę mieć własną Nową Erę ? Nowy początek ? I nowe spojrzenie na świat ? Chcę się jak najszybciej dowiedzieć. Czekam na wieczór. Z niecierpliwością.
 Wstałam z sofy i skierowałam się do kuchni, aby przygotować sobie śniadanie. Jak zwykle: płatki z mlekiem. Moje ulubione. Do miski wypełnionej mlekiem wsypywałam płatki, gdy usłyszałam straszny trzask. O mało miska mi nie wyleciała z rąk. Ja, jak to ja, pobiegłam tak szybko, jak mogłam, by sprawdzić co się stało. Początkowo stwierdziłam, że to Calum. Niezdara jedna. Jednocześnie najlepszy brat na świecie.
- Co się stało ? Usłyszałam straszny hałas. - powiedziałam wchodząc do salonu.
- Nie wiem... A gdzie jest mama  ? - zapytał Cal.
- Była w kuchni, ale gdzieś wyszła. Mówiła coś  ?
- Słyszałem jak rozmawiała z moją mamą o jakiś zakupach czy czymś... Miały gdzieś iść... Ale nie usłyszałem gdzie i kiedy... - przypomniał sobie Jai.
- Wychodziły ?
- Nie zwróciłem uwagi...
- A tata ? Gdzie ? -  spytałam brata.
- W garażu.. Przynajmniej mówił, że tam idzie... - odpowiedział.
- Chodźmy sprawdzić, czy nic się nie stało.. - zaproponowałam i ruszyliśmy w miejsce, gdzie powinien być mój tata.
 Jai poszedł od zewnątrz, a ja i Cal od wewnątrz. Otwierając drzwi, nie zauważyliśmy nic. Ale usłyszeliśmy za to wołającego kuzyna.
- Chodźcie ! Szybko !
 Wybiegliśmy na zewnątrz przez uchyloną bramę. Tata trzymał w ręce młotek. Leżał na ziemi. Pewnie naprawiał samochód. Próbował wyjść spod maszyny. ale coś mu przeszkadzało. Od razu wszyscy trzej pomogliśmy mu się wydostać. Nie mógł sam się podnieść. Ledwo poruszał nogą i ręką.
- Co się stało? Tato ?! Wszystko dobrze ? Jak się czujesz ? Co cię boli ? - pytaliśmy prawie chórem.
- Mały wypadek przy pracy.... Boli mnie ręka.. Prawa... I noga.... Stopa... Musiałem czymś przygnieść czy coś w tym stylu.. Ledwo ruszam nimi..
- Może zawieziemy Cię to szpitala ? Albo zadzwonimy po lekarza ? Może iść do pani Skye ? Przyprowadzić ją, niech cię obejrzy... - zaproponowałam. Bardzo mnie przejęło to, że coś się stało.
 Niedaleko nas mieszka pielęgniarka. Jakieś trzy domy dalej. Dobra znajoma rodziców. Ma syna i córkę. Młodszych ode mnie. Daniela i Rebeccę .
- Na razie szpital nie potrzebny. Mia, idź do Skye'ów.. - oznajmił mężczyzna.
- Dobrze. Idę. Mam nadzieję. że są w domu.... - drugą część zdania dopowiedziałam w swoich myślach i wyruszyłam w krótką drogę. Na miejscu byłam już po około połowie minuty. Weszłam po schodkach i zadzwoniłam do drzwi. Ich dom był piękny. Nadal jest. Duży, z zewnątrz biały. Ogródek też sięgał daleko poza budynek. Wyglądał na bogato urządzony z zewnątrz, ale był skromny wewnątrz. Gdy drzwi się otworzyły, zobaczyłam w nich Daniela. Nawet go lubiłam. Wesoły, utalentowany, miły. Czasem słyszałam jak śpiewa i gra na gitarze. To dlatego, że mamy balkony prawie na przeciw siebie. Między naszymi domami stał i stoi niewielki, ale uroczy domek. Jak jestem w pokoju i mam otwarte okno, a chłopak siedzi na swoim balkonie lub , jak u mnie, jest on otwarty, to mogę usłyszeć jego wokal.
- Cześć. Jest może mama w domu ? -  już nie raz byłam u nich. Przyzwyczaiłam się do przychodzenia tu. Pani Skye nawet pozwoliła mi mówić do siebie po imieniu. Bardzo miła i również wesoła kobieta. - Cześć. Powinna być. Zawołam ją. Wejdź. - Daniel zaczął szukać Lucy w każdym zakątku domu. ja weszłam i zamknęłam drzwi. Zawsze, gdy mogę wejść do środka, podziwiam piękno mieszkania. Sama chciałabym tak mieszkać. Chwilę czekałam, ale niedługo pielęgniarka przywitała się ze mną.
- Witaj, Mio. Co cię tu sprowadza ? - spytała.
- Dzień dobry pani...- zaczęłam.
- Lucy. Mów mi Lucy.
- Dobrze.. Tatę boli ręka i noga.. Chyba coś się mu stało jak naprawiał samochód. Mogłaby pani... To znaczy mogłabyś Lucy pójść ze mną i obejrzeć rany ?
- Ou... Współczuję. Oczywiście, pójdę. Daniel, zajmij się siostrą. Wrócę niedługo. - powiadomiła chłopaka, który siedział w salonie przed tv.
- Ok ! - krzyknął.
- To chodźmy..
 Dotarłyśmy na miejsce w ciągu minuty. Wchodząc do domu, od razu zostałyśmy przywitane przez resztę. Tata leżał na sofie w salonie. Opatrywał sobie stopę bandażem, ale jak zobaczył Lucy, zaczął go rozwijać. Kobieta podeszła do niego i spytała, co dokładnie go boli i w którym miejscu. Tradycyjna rozmowa. Jak u lekarza. Potem obejrzała rany, kazała tacie ruszać nogą i ręką. To co zawsze. Po kilku minutach stwierdziła, że powinniśmy pojechać do szpitala, chociażby, żeby jeszcze tatę przebadali i powiedzieli dokładniej co i jak.
 Wsiedliśmy do auta. Cal niedawno zrobił prawo jazdy, co za szczęście. Dojechaliśmy niedługo pod szpital i zaparkowaliśmy. O dziwo parking był prawie pusty, więc nie spodziewałam się dużej kolejki. Wchodząc to środka dało się zauważyć kilku pacjentów i lekarzy przechodzących przez korytarz. W spokoju donieśliśmy poszkodowanego pod gabinet naszego doktora rodzinnego. Zapukałam.
- Dzień dobry. - przywitaliśmy się.
- Dzień doby. -odpowiedział nam głos z drugiego końca pokoju. - Co Was tu sprowadza?
- Tatę boli ręka i stopa... Nie wiemy, co dokładnie się stało.. - odpowiedziałam.
- Ok... niech zostanie tu, u mnie w gabinecie. Wy możenie wracać do domu. Jak go przebadam, to zadzwonimy. - powiedział lekarz.
-  Dobrze. Dziękujemy. Do widzenia.
-  Do widzenia.
 Wyszliśmy z gabinetu. Ja szłam ostatnia. Rozglądałam się po szpitalu. Byłam w nim może raz czy dwa. Licząc dziś, dwa lub trzy. Wiem, że raz byłam, jak miałam ok. 3 lat.
 Idąc w stronę drzwi głównych, zauważyłam Jacka wychodzącego z gabinetu jednego z lekarzy. Uśmiechnęłam się, mając nadzieje, że on mnie zauważył. Niestety nie. Wsiedliśmy niedługo do auta i chwile potem byliśmy pod domem. Ja zdecydowałam się zostać na podwórku. Mamy altankę w rogu ogrodu. Jest okrągła, dosyć duża. Wewnątrz są ławki i stolik. Stoi też tam mały grill. Weszłam do środka i usiadłam na brzegu ławki. Zawsze lubiłam tu przychodzić, rozmyślać, układać różne wymyślone historie i spisywać je w notatkach na telefonie.
W pewnym momencie usłyszałam krótki dzwonek mojego telefonu oznaczający sms'a.
Jack : Heej :)
Ja : Heej. Nie spodziewałam się Twojego sms'a..
Jack : Tak, wiem. Doładowałem konto :) Co tam ?
Ja : Siedzę w ogródku w altanie. A tam ?
Jack : Właśnie miałem wychodzić na zakupy. Może dołączysz do mnie ?
Ja : Ok, chętnie. Zaczekasz na mnie przed moim domem ?
Jack : Jak dojdę wcześniej. :)
Ja : Dzięki :) Do zobaczeniaa .
Jack : Do zobaczeniaa .
 Idę na spacer z Jackiem. Ciekawe, czy coś się wydarzy.. Takiego niespodziewanego.. Mam co do tego pewne przeczucia..


-----
 I... wreszcie 5 !! Przepraaaszam baaaaardzo za te 3 miesiące bez rozdziału ale :
1. Wenaaa....
2. Szkoła -.- .
 Ale cieszmy sie, niedługo wakacje!
 Jak rozdział ? Taki trochę przejściowy, ale bez nich się nie obędzie. <3
 Przeniosłam opow na wattpada. Tam jest dopiero prologg, a 1 rozdział mam zamiar dodać w ten weekend.
LINK DO MOJEGO PROFILU.
Nash pojawi się w 7 rozdziale,jak coś się nie zmieni. Ten rozdział miał być dłuższy ale z racji, że dłuuugo nie dodawałam, a i tak krótki strasznie nie jest, to dodaje. :)
Tylee...

Love,
Bye ! xx






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bohaterowie.

Chloë Grace Moretz jako Mia Rose Moretz. Nash Grier jako on sam.  Hayes Grier jako on sam. Młodszy brat Nasha, ma 15 lat. Calum Hood jako Calum Moretz. Starszy brat Mii, ma 17 lat. Luke Hemmings jako Luke Johnson. Przyjaciel Caluma, ma 17 lat. Troye Sivan jako Jay Sivan. Kuzyn Mii i Caluma, ma 16 lat.   Jack Johnson jako Jack Clark.                                                           Ma 16 lat, kuzyn Nasha, jest w tej samej klasie, co Mia.                          Will Poulter jako Evan King. Ma 18 lat. Jeden z czwórki chłopaków nabijających się z Mii, ich przywódca. Evan Peters jako Alex White. Ma 18 lat. Jeden z czwórki chłopaków nabijających się z Mii. Za każdym razem, gdy to się dzieję, stoi na prawo

Ordinary Life. 3.

Wtorek, 25.12, wieczór.  Po całym dniu spędzonym u babci, wróciliśmy ok. 22:00 do domu. Od razu, po wypiciu pysznej, zielonej herbaty, poszłam przygotować się do spania. Wzięłam piżamę i weszłam do łazienki, przekręcając kluczyk. Odświeżona, ubrałam się i wróciłam w swoje własne skromne progi. Położyłam się na rozścielonym łóżku i ułożyłam laptopa na kolanach. W pewnym momencie do drzwi pokoju ktoś zapukał. Ostatnio tylko brat pukał, gdy wchodził. Jednak tym razem to nie był on. Był to Jai. - Hej, będziesz już spać ? - zapytał trochę tak jakby nieśmiało. - Nie, nie jestem zbytnio śpiąca, a dlaczego pytasz ? - Ja też. Może... obejrzymy razem jakiś film ? Cal zajął się jakimiś 'swoimi sprawami'. Wiesz... - Wiem, doskonale. To co chciałbyś obejrzeć ? - Obojętne. - powiedział i ułożył się obok mnie na łóżku. - Wybierzemy coś razem. Ok ? - Ok. Przeglądaliśmy internet w poszukiwaniu jakiś ciekawych filmów. W końcu natknęliśmy się na Więźnia Labiryntu. - Może być ? - spytał

Ordinary Life. 2.

----- Dedykuje ten rozdział Julce <3 Ona już sama sie domyśli, że o nią chodzi <3 Taki mały prezencik na urodzinki <3 Miłego czytania ! <3  +  Tak mnie dziwnie wzięło na Avril <3 Macie tu Let Me Go :* -----      Poniedziałek, 24.12  Wstałam rano, o dziwo pełna energii. Słyszałam głosy rodziców i dźwięki telewizora. Zaciekawiło mnie to, bo przeważnie to ja wstawałam pierwsza. Zerknęłam na wyświetlacz mojego telefonu. Była 10:00. Wstałam z łóżka, nie spiesząc się zbytnio.Była w końcu wigilia. Przyjeżdżała ciocia Kate z Jai'em, jak zwykle. Zawsze lubiłam święta, takie pełne miłości, uśmiechu, radości, rodzinne, zawsze spędzane razem, nigdy osobno. Wybierając ubrania, zaczęłam rozmyślać.  Życie jest pasmem porażek i sukcesów. Jest pętlą, supłem zawiązanym tak ciasno, że nawet szpilka się przez niego nie przeciśnie. Jest sznurkiem, który się nie kończy, ewentualnie czasem jest cieńszy lub bardziej wytrzymały. Trzeba go rozwiązać, mocować się z nim, walczyć. I przy