Przejdź do głównej zawartości

Ordinary Life. 14. 'This house'


     Piątek, 4.01
 
 Szczęśliwa przekroczyłam próg szpitala i posłałam uśmiech mamie. Cieszyłam się, że wreszcie opuszczam to znienawidzone przeze mnie miejsce. Mimo tego, że wiązało się to z powrotem do szkoły.
 Wracaliśmy do domu pieszo. Rozglądałam się po okolicy, lubiłam i lubię patrzeć na bawiące się dzieci w parku, na drzewa, kwiaty, budynki i wszystko, co mnie otacza. Wtedy nie widziałam tego w taki sam sposób, jak wcześniej. Co chwilę przewijały mi się przed oczami jakieś istoty podobne do tych z mojego ostatniego snu. Raz wyskakiwały zza krzewów, raz przechodziły chodnikiem po drugiej stronie ulicy, raz siedziały na przydrożnej ławce. Kiedy spytałam Hayesa czy je widzi, popatrzył na mnie krzywo i odpowiedział, że nie i stwierdził, że jeszcze nie do końca doszłam do siebie. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale uświadomiłam sobie, że mi nie uwierzy. Choćby nie wiem co miało sie wydarzyć.
 Niedługo potem byłam już w domu i piłam ciepłą herbatę. Kiedy biały kubek w czarne serduszka był już pusty i znalazł się w zmywarce, ruszyłam do swojego pokoju. Poczułam ulgę, gdy przypomniałam sobie, że następny dzień to sobota. Popatrzyłam za zegarek i widząc 22:50 postanowiłam wziąć prysznic, a potem zacząć czytać książkę, którą niedawno dostałam od mamy. Tak też zrobiłam. Zdążyłam przeczytać kilka stron 'Każdego dnia', zanim przed moimi oczami pojawiły się pierwsze sceny z mojego snu.

 Znajdowałam się w domu. W domu stojącym w lesie. W dębowym lesie. A ten dom był drewniany. I się palił.
 Nie miałam żadnej drogi ucieczki. Co prawda była jedna, ale prowadziła przez korytarz, na którego środku ogień wypalił dziurę. Nie wiedziałam, czy dam radę ją przeskoczyć, ale wolałam to od spalenia żywcem. Ruszyłam w stronę klatki schodowej. Kiedy zbliżałam się do przeszkody, moje serce zaczęło walić jak oszalałe. Wzięłam rozbieg i skoczyłam, mając nadzieję na znalezienie się po drugiej stronie holu. Szczęście mi dopisało i już po chwili byłam bezpieczna. Pobiegłam na schody. Niestety przedostanie się po nich na parter domu również okazało się nie lada wyzwaniem. Tym razem musiałam chwycić się barierki i kłaść stopę za stopą, aby nie spaść. Kiedy nareszcie zobaczyłam drzwi wyjściowe, w moim sercu zapaliło się małe światełko nadziei. Droga do nich nie była zagrodzona do tego stopnia, żeby nie dało się jej przebyć. Po wykonaniu kilku małych skoków znalazłam się przy wyjściu. Pociągnęłam za klamkę, co umożliwiło mi wydostanie się z budynku. W momencie, gdy znajdowałam się kilka metrów od drewnianej budowli, ta stanęła w płonieniach. 

 Gwałtownie się podniosłam do pozycji siedzącej. Moje serce sprawiało wrażenie jakby chciało wyskoczyć z klatki piersiowej, a oddech był nierówny. Było mi okropnie gorąco, mimo że spałam pod cienką kołdrą. Zerknęłam na moje dłonie - były czerwone. Przejechałam kciukiem po zgięciach palców - piekły. Zrzuciłam kołdrę z nóg i spojrzałam na kolana - obydwa były czerwone, a na prawym były zadrapania.
 Przez resztę nocy moje myśli zaprzątało tylko jedno pytanie 'Czy to miało coś oznaczać?'. Tak bardzo chciałam znać na nie odpowiedź, ale wiedziałam, że nikt nie miał zamiaru mi jej udzielić.


     Sobota, 5.01

 Nie spałam w nocy prawie w ogóle z powodu moich snów, więc rano tamtego dnia byłam zmęczona i nie miałam na nic siły. Próbowałam zasnąć przed dłuższy czas, ale kiedy zobaczyłam na zegarku godzinę 10:05 postanowiłam wstać i wziąć prysznic. Po wykonaniu porannych czynności zeszłam do kuchni mając na sobie jedynie dresowe spodenki i za dużą koszulkę Caluma - kupił ją przez internet i okazało się, że jest za mała. Mimo tego na mnie wyglądała prawie jak worek. Z przygotowaną kawą udałam się do salonu i włączyłam telewizor. Nie zdążyłam nawet usiąść na sofie, a zadzwonił dzwonek do drzwi. Nie zwracając uwagi na mój strój, ruszyłam do przedpokoju aby wpuścić przybysza do środka. Nacisnęłam na klamkę i przyciągnęłam ją do siebie. Na ganku czekał Hayes. Zdążyłam tylko powiedzieć 'Cześć', nim chłopak podszedł do mnie i zwyczajnie mnie przytulił. Zaskoczona tym gestem wpuściłam go do środka i oznajmiłam, że wrócę do niego za kilka minut. Pobiegłam szybko na górę w celu przebrania się i poprawienia fryzury. Po chwili siedziałam już razem z młodym Grierem w pokoju dziennym.
- Chcesz może kawy lub herbaty? - spytałam.
- Herbaty. - odpowiedział i zerknął na mnie.
 Skierowałam się do pomieszczenia naprzeciwko i podgrzałam wodę w czajniku, którą potem wlałam do granatowego kubka. Kiedy wróciłam do gościa, od razu spytałam:
- Po co przyszedłeś?
- Pomyślałem, że może chciałabyś wiedzieć, co działo się w szkole. Wiesz, w czasie, gdy byłaś w szpitalu, więc przyszedłem Ci opowiedzieć o wszystkim. Mam tez notatki z lekcji. I dziękuję za herbatę.
- Miałam zamiar iść do Ciebie, żeby się spytać o lekcje. I proszę.
 Całe przedpołudnie byliśmy zajęci omawianiem tematów, które miałam zaległe. Może nie całe, bo i tak przez prawie połowę czasu przeznaczonego na naukę rozmawialiśmy o wszystkim i niczym. Poznaliśmy się lepiej.
- Chodźmy na spacer. - zaproponował chłopak.
- Gdzie?
- Przed siebie. - zaśmiał się - Co ty na to?
- Jestem za.
 Wyszliśmy z domu i skręciliśmy w prawo.
- Może pójdziemy na kawę? Ja stawiam!
- Chętnie.
 Udaliśmy się do małej przydrożnej kawiarenki. W czasie, kiedy Hayes stał w kolejce, ja zajęłam nam miejsca pod oknem. Spojrzałam za nie i od razu tego pożałowałam. Centralnie przed moją twarzą, ale po drugiej stronie ściany pojawiła się czarna postać. Zjawiła się tak szybko, jak i znikła. Mój oddech przyśpieszył, a serce zaczęło bić nierównomiernie. Cały czas wpatrywałam się przed siebie, co musiało wyglądać dziwnie, bo Has od razu spytał, czy wszystko w porządku. Oczywiście powiedziałam, że tak, bo jakbym powiedziała prawdę, to wyszłabym na jeszcze większą idiotkę niż można.
 Minęło parę minut, a po mojej kawie nie było śladu. Filiżanka stała pusta na stoliku, a ja cały czas modliłam się, żeby już wyjść z tamtego miejsca. Na szczęście po chwili byliśmy już na zewnątrz.
 Szliśmy przed siebie nie zadając żadnych pytań. Mijaliśmy parki, place zabaw, lasy, aż znaleźliśmy sie przy polanie. Skręciliśmy w jej stronę.
- Chodź, pokaże Ci coś. - zaproponował Hayes.
- Ok.
 Chłopak prowadził mnie w nieznane mi miejsce. Ciekawiło mnie to, co chce mi pokazać. Kiedy zatrzymaliśmy się przed małym, drewnianym domkiem, zamarłam. Nie mogłam się ruszyć, nie mogłam wypowiedzieć żadnego słowa. Mój towarzysz patrzył na mnie troskliwym wzrokiem pełnym obawy.
- Wszystko w porządku? Może chcesz wrócić do domu?
- Tak, nie. To.. to jest dom, który mi się śnił dziś w nocy.
- I co?
- Ten dom się palił.
- Bo on kiedyś się palił. I podobno jakaś dziewczyna ledwo uszła z życiem w tym pożarze.
- W śnie z niego uciekałam. A dom się całkiem spalił. Stanął w płomieniach dokładnie kiedy stałam tu, gdzie stoję teraz.
 Pokręciłam głową i weszłam do środka. Układ pomieszczeń był ten sam. Meble te same. Wszystko było jak skopiowane z mojego snu. Jedynie jeden element mi tu nie pasował. Mała, biała kartka leżała na stoliku w salonie. Podeszłam do niego i sięgnęłam po zauważony kawałek papieru. Przeczytam na głos słowa zapisane na nim:

Mia. Oh Mia.
Te czarne postacie są takie miłe, nieprawdaż? 
W końcu to Twoi Rodacy, Czarna. Nie powinnaś się ich bać. 
Nie powinnaś, bo przed Tobą jeszcze gorsze rzeczy.
Walka się zaczyna.
I już jest za późno, żeby cokolwiek zdziałać.
Odwróć się.

Obróciłam się o 180 stopni. Za mną tlił się ogień. I zaczynał się do mnie przybliżać.
- Hayes, uciekamy stąd. Szybko.
 W czasie drogi do domu nie odezwałam się ani słowem. W nocy nie mogłam zasnąć. Trzymałam karteczkę w rękach, a moje myśli wciąż krążyły wokół tego, co się wydarzyło. Na myśl przychodziło mi tylko jedno. Elize.

-----

 Hi !
OMG TO JUŻ 14. NIE WIERZE. OK.
Trochę krótki, ale ważne, że jest.

15:
'- Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko, zaufaj mi.
 - To nie takie proste, Mia - zachwiał mu się głos - po prostu przypominasz mi kogoś bardzo mi bliskiego - ostatnią sylabę wypowiedział ledwo powstrzymując się od płaczu.'

Kiedy ja ostatnio tu byłam? Tak, wieki temu. Kiedy ostatnio ktokolwiek tu coś czytał? Też dobre pytanie xd. Ale jestem. Drugie ale: z 15 zapewne nie przyjdę tak szybko, chociaż kto wie co czas pokaże.
Także mimo wszystko do następnego <3





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bohaterowie.

Chloë Grace Moretz jako Mia Rose Moretz. Nash Grier jako on sam.  Hayes Grier jako on sam. Młodszy brat Nasha, ma 15 lat. Calum Hood jako Calum Moretz. Starszy brat Mii, ma 17 lat. Luke Hemmings jako Luke Johnson. Przyjaciel Caluma, ma 17 lat. Troye Sivan jako Jay Sivan. Kuzyn Mii i Caluma, ma 16 lat.   Jack Johnson jako Jack Clark.                                                           Ma 16 lat, kuzyn Nasha, jest w tej samej klasie, co Mia.                          Will Poulter jako Evan King. Ma 18 lat. Jeden z czwórki chłopaków nabijających się z Mii, ich przywódca. Evan Peters jako Alex White. Ma 18 lat. Jeden z czwórki chłopaków nabijających się z Mii. Za każdym razem, gdy to się dzieję, stoi na prawo

Ordinary Life. 3.

Wtorek, 25.12, wieczór.  Po całym dniu spędzonym u babci, wróciliśmy ok. 22:00 do domu. Od razu, po wypiciu pysznej, zielonej herbaty, poszłam przygotować się do spania. Wzięłam piżamę i weszłam do łazienki, przekręcając kluczyk. Odświeżona, ubrałam się i wróciłam w swoje własne skromne progi. Położyłam się na rozścielonym łóżku i ułożyłam laptopa na kolanach. W pewnym momencie do drzwi pokoju ktoś zapukał. Ostatnio tylko brat pukał, gdy wchodził. Jednak tym razem to nie był on. Był to Jai. - Hej, będziesz już spać ? - zapytał trochę tak jakby nieśmiało. - Nie, nie jestem zbytnio śpiąca, a dlaczego pytasz ? - Ja też. Może... obejrzymy razem jakiś film ? Cal zajął się jakimiś 'swoimi sprawami'. Wiesz... - Wiem, doskonale. To co chciałbyś obejrzeć ? - Obojętne. - powiedział i ułożył się obok mnie na łóżku. - Wybierzemy coś razem. Ok ? - Ok. Przeglądaliśmy internet w poszukiwaniu jakiś ciekawych filmów. W końcu natknęliśmy się na Więźnia Labiryntu. - Może być ? - spytał

Ordinary Life. 2.

----- Dedykuje ten rozdział Julce <3 Ona już sama sie domyśli, że o nią chodzi <3 Taki mały prezencik na urodzinki <3 Miłego czytania ! <3  +  Tak mnie dziwnie wzięło na Avril <3 Macie tu Let Me Go :* -----      Poniedziałek, 24.12  Wstałam rano, o dziwo pełna energii. Słyszałam głosy rodziców i dźwięki telewizora. Zaciekawiło mnie to, bo przeważnie to ja wstawałam pierwsza. Zerknęłam na wyświetlacz mojego telefonu. Była 10:00. Wstałam z łóżka, nie spiesząc się zbytnio.Była w końcu wigilia. Przyjeżdżała ciocia Kate z Jai'em, jak zwykle. Zawsze lubiłam święta, takie pełne miłości, uśmiechu, radości, rodzinne, zawsze spędzane razem, nigdy osobno. Wybierając ubrania, zaczęłam rozmyślać.  Życie jest pasmem porażek i sukcesów. Jest pętlą, supłem zawiązanym tak ciasno, że nawet szpilka się przez niego nie przeciśnie. Jest sznurkiem, który się nie kończy, ewentualnie czasem jest cieńszy lub bardziej wytrzymały. Trzeba go rozwiązać, mocować się z nim, walczyć. I przy